Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
28

patrzeć na jej radość. Wzruszy mnie ten widok. Zawieźmy go do domu. Podobała się ta myśl ogólnie. Boże drogi, jakże się ucieszy surowa pani z Helgesäter! — pomyśleli.
Zaczęli szarpać kapitana, aby go otrzeźwić, wsadzili go na jeden z wozów, które zmęczeni woźnice już oddawna przygotowali. I cała drużyna ruszyła w drogę; niektórzy zasypiali i omal z wozów nie pospadali, inni śpiewali, aby nie zasnąć. Ze swojemi obwisłemi, obrzmiałemi twarzami wyglądali nie lepiej od włóczęgów.
Przybywszy na miejsce, kazali koniom z wozami zostać na podwórzu, a sami z uroczystą powagą poszli ku frontowemu wejściu. Beerencreutz i Juliusz prowadzili kapitana.
— Zbudź się, Lennardzie! — wołali — jesteś w domu. Nie poznajesz, żeś już w domu?
Rozwarł oczy i niemal otrzeźwiał. Czuł się wzruszonym, że go odprowadzili.
— Przyjaciele — zaczął, przystając, aby do wszystkich jednocześnie się zwrócić. — Pytałem Pana Boga, dlaczego musiałem doświadczyć tak dużo złego.
— Ach, daj pokój — odezwał się Beerencreutz — kazanie zachowaj dla siebie.
— Pozwól mu mówić — bronił go Sintram — wcale dobrze mówi.
— Pytałem go i nie mogłem zrozumieć, teraz jednak rozumiem doskonale. Chciał mi pokazać, jakich posiadam przyjaciół, którzy odprowadzają mnie do domu, aby byli świadkami radości mojej i żony. Gdyż moja żona oczekuje mnie. Czemże są wobec tego lata minionej niedoli?