Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
116

Chciała iść przed siebie, pókiby nie natrafiła na chatkę u skraju lasu, gdzieby nikt jej nie znał. — Widzicie, co się ze mną dzieje — powie im — a rodzice mnie z domu wygnali. — Nakarmijcie mnie i odziejcie, dajcie mi dach nad głową, dopóki sobie sama na chleb nie będę mogła zarobić. Mam trochę pieniędzy.
Tak szła przez jasną noc czerwcową, gdyż maj zeszedł jej na ciężkich przejściach.
Ach maj, piękny czas, kiedy brzozy mieszają swoją jasną zieleń z ciemniejszą barwą lasów sosnowych, kiedy wiatr z południa dalekiego wieje po morzu, przepojony ciepłem.
Muszę się wydawać niewdzięczniejszą od innych, których darami swojemi obdarzyłeś ty, piękny miesiącu! Ani jednem słowem krasy twojej nie wyśpiewałam.
Ach, maju, ty luby, jasny miesiącu! Czyś kiedy podglądał dziecię, które siada na kolanach matki i słucha baśni? Póki słucha o strasznych walkach i gorzkich cierpieniach pięknych księżniczek, trzyma głowę do góry i oczy otwarte, gdy jednak matka zacznie mówić o szczęściu i blasku, zamyka dziecię oczy i zasypia słodko z główką do jej piersi przytuloną.
Takiem dziecięciem jestem i ja. Niech inni słuchają opowiadań o kwiatach i blasku słonecznym; ja wolę ciemne noce, pełne widm i wypadków, ja wolę smutną dolę, żałobą okryte porywy serc grzesznych.