Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
111

Jedno ją tylko niepokoiło. Co się też stanie z teściową, której serce Bóg uczynił tak twardem? Ach, ją zapewne łagodnie sądzić będzie. Musi złą być dla niej, aby grzesznicy dopomódz do odzyskania miłości Bożej.
Nie wie biedactwo, że często dusza, która już zażywała wszelkich rozkoszy, zaczyna ich szukać w okrucieństwie. Gdy nienawykła do cierpień, rozgoryczona dusza musi się obyć bez pochlebstwa i pieszczot, bez szału tańca i przyjemności gry, spuszcza się wtedy w głębiny swoje ponure i wydobywa okrucieństwo. Istnieje bowiem źródło rozkoszy dla znieczulonych nerwów — dręczenie ludzi i zwierząt.
Stara nie wyobraża sobie, iż jest złą; zdaje się jej tylko, że karci lekkomyślną małżonkę; to też po nocach nie śpi, lecz obmyśla nowe męki.
Biada jej, tej świętokradczyni! Pracę, to wielkie dobrodziejstwo, zamienia w służbę i karę.
Pewnego wieczoru obchodzi dom i każe sobie świecić młodej hrabinie — ta niesie świece bez lichtarza.
— Świeca się spaliła — powiada młoda hrabina.
— Jeżeli spaliła się świeca, niechaj płonie lichtarz — odpowiada hrabina Marta.
I idą dalej, póki dopalający się knot nie zgasł na poparzonej ręce.
Ale to tylko drobnostka. Są udręczenia duszy, przechodzące wszelkie męki cielesne. Hrabina Marta zaprasza gości i każe gospodyni uzługiwać im przy swoim własnym stole.