Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
55

dla wszystkich gości — ale pomysł ten nie wywołuje wesołego śmiechu.
— Nie może ich wystarczyć — mówi patron Juliusz — wiem przecież, ile ich było. Ale nie trap się tem, kapitanie; dla nas są w rezerwie pieczone wrony.
Lecz jedynie pułkownik Beerencreutz skrzywił usta do słabego uśmiechu pod nastroszonym wąsem. Gösta zaś przez cały czas ma taką minę, jakgdyby nosił się z myślą zamordowania kogoś.
— Nie jestże każda potrawa dostatecznie dobra dla rezydentów? — rzucił tylko pytanie.
Ale w tej chwili nadchodzi pełny półmisek przepysznych jarząbków do bocznego stołu.
Kapitan Chrystyan jednak jest już wściekły. Przez całe życie były największą jego antypatyą wrony — te obrzydliwe, hałaśliwe stworzenia. Taka była nienawiść jego, że w jesieni przebrał się na pośmiewisko wszystkim za kobietę jedynie dlatego, aby mógł się do nich zbliżyć na odległość strzału, kiedy kradły właśnie zboże ua polu. Udało mu się nieraz zaskoczyć je wiosną na miłosnem gruchaniu i kładł je trupem w gołem polu. Latem wyszukiwał ich gniazd, wybierał z nich piszczące, nagie młode, lub niszczył napół wyklute jaja.
Teraz przysuwa sobie półmisek z jarząbkami.
— Myślisz, że ich nie poznaję? — huknął na służącego. — Myślisz, że muszę je słyszeć kraczące, by je rozpoznać? Niech was dyabli wezmą, skoro się ośmielacie podać Chrystyanowi Bergowi wrony! Dyabli niech was porwą, mówię!
To rzekłszy, porywa jednego jarząbka za dru-