Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
17

i siły fizycznej, ogromny jak góra, a milczący jak duch górski.
— Naturalnie, że nie śpię, kapitanie — odezwał się proboszcz. — Czy sądzisz, że tej nocy można spać?
A teraz posłuchajcie, co mu kapitan Chrystyan opowiedział. Olbrzym domyślał się czegoś, zrozumiał, że proboszcz odtąd nie będzie miał odwagi pić. — Gotów odtąd nie mieć spokoju od tych świętoszków; byli raz i każdej chwili mogą się znów zjawić, aby mu zdjąć sutannę, jeżeli popadnie w dawne grzechy.
Więc on, kapitan Chrystyan, w swoją wziął go w opiekę. Tak urządził, że już żaden proboszcz nie opat, ani żaden biskup tu nie zjadą. Na przyszłość będzie sobie proboszcz mógł pić z kompanami nawet na samej plebanii, gdyż dokonał bohaterskiego czynu.
Kiedy biskup i trzej inni księża wsiedli do zamkniętej karety i zatrzaśnięto za nimi drzwiczki, wsiadł kapitan na kozioł i woził ich dwie mile wśród jasnej, letniej nocy. A pokazał im, co to znaczy jazda. Konie popędzał, że szły galopem. To była dla nich kara, że nie pozwolili uczciwemu człowiekowi podochocić sobie nieco.
Myślicie, że trzymał się gościńca, że nie śmiał ich wytrząść należycie? Bynajmniej, jechał przez rowy i ścierniska, w pełnym galopie spuszczał się z góry, potem zajechał w jezioro tak, że woda obryzgała koła; wiózł ich ponad górskiemi przepaściami, gdzie konie ostrożnie przebierać musiały nogami, a ślizgały się raz wraz. Przez cały ten czas