Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
100

usłyszała coś strasznego... rozróżniłaby teraz najlżejszy szmer w domu... posłyszała odgłos uderzeń, słaby jakiś jęk i znowu uderzenia.
Bił jej matkę... straszny, olbrzymi Melchior Sinclaire bił swoją żonę.
Oniemiała ze zgrozy padła Maryanna na progu i wiła się w trwodze. Potem zaczęła płakać, a łzy zamieniały się w lód na progu rodzinnego jej domu.
Litości, miłosierdzia! Niechaj wejdzie — otwórzcie, otwórzcie, niech swój grzbiet nadstawi pod razy. Ach, on matkę jej bije, iż nie chciała dozwolić, aby córka jej zamarzła w śniegu — że chciała dziecko swoje ratować.
Głębokiego upokorzenia doznała Maryanna owej nocy — śniła, że była królową, a oto leży, niewiele się różniąc od oćwiczonej niewolnicy.
Po chwili podniosła się z zimnym gniewem. Raz jeszcze poranioną dłonią uderzyła we drzwi i zawołała:
— Słuchaj, co ci powiem, ty, który matkę moją bijesz — płakać będziesz, Melchiorze Sinclaire, płakać będziesz!
Potem oddaliła się nieco i położyła się na śniegu. Zrzuciła futro i położyła się w swojej czarnej, aksamitnej sukni, która jaskrawo odrzynała się od białego śniegu. Leżała i wyobrażała sobie, jak ojciec znajdzie ją nazajutrz, gdy wyjdzie na ranną przechadzkę. Teraz miała już tylko jedno życzenie: aby on sam ją znalazł.

∗             ∗