Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   70   —


jazny wyraz, a ostry głos stał się niezwykle łagodny, gdy rzekła:
— Już nigdy nie będziemy spuszczać firanki, i pozwalam ci patrzeć, ile tylko zechcesz; ale wolałabym, żebyś do nas przyszedł, zamiast się przyglądać przez okno. Mama jest taka dobra, że ci doskonale z nią będzie; Eliza zaśpiewa, jak ją poproszę, Amelka zatańczy, a ja z Małgosią rozśmieszymy cię scenicznem wystąpieniem i zabawimy się wybornie. Czyby dziadek nie pozwolił?
— Sądzę, że nie będzie miał nic przeciw temu, jeżeli go twoja matka poprosi. Bardzo dobry jest, chociaż się takim nie wydaje, i często pozwala robić, co mi się podoba; tylko się boi, żebym nie był ciężarem u obcych — rzekł Artur, ożywiając się coraz więcej.
— Nie jesteśmy obce, tylko twoje sąsiadki, i nie myśl, żebyś nam ciężył. Myśmy pragnęły poznać ciebie, i od dawna próbowałam doprowadzić to do skutku. Wprowadziwszy się tu, poznałyśmy wszystkich sąsiadów, prócz was.
— Widzisz, dziadka zajmują tylko książki, i mało zwraca uwagi na to, co się dzieje koło niego; mój nauczyciel, pan Brooke nie mieszka tu, więc nie mając z kim wychodzić, siedzę w domu i radzę sobie, jak mogę.
— To źle, powinieneś się rozruszać i korzystać ze wszystkich zaprosin; wtenczas namnożą ci się znajomości. Nie frasuj się tem, żeś nieśmiały, bo jak zaczniesz widywać ludzi, to się wyleczysz.
Artur znowu się zarumienił, ale go nie obraziła Ludka, bo miała zbyt dobre chęci, żeby brał za złe jej odważne słowa.
Nastąpiło krótkie milczenie; Ludka z przyjemnością