Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Najdroższa Matko!
Nie zdołam wypowiedzieć, jak nas uszczęśliwił twój ostatni list. Przesłałaś tak pomyślne wiadomości, że nie mogłyśmy wstrzymać się od śmiechu i łez. Jaki też pan Brooke jest zacny, i jak to szczęśliwie, że interesy pana Laurence zatrzymają go tak długo, kiedy jest pożyteczny tobie i ojcu. Dziewczęta są dobre jak złoto; Ludwisia pomaga mi szyć, i wszystko co najtrudniejsze chce koniecznie brać na siebie. Dręczyłaby mię obawą, że się zapracuje, ale wiem, że niedługo potrwa jej moralny „atak“. Eliza jest punktualna w zajęciach jak zegar, i nigdy nie zapomina twoich zaleceń. Martwi się o ojca i smutną ma minkę, z wyjątkiem chwil spędzanych przy fortepianie. Amelka słucha mię grzecznie, i pilnie ją doglądam. Sama się czesze; uczę ją robić dziurki do guzików i cerować pończochy. Bardzo jest pilna, i sądzę, że za powrotem ucieszysz się jej postępami. Pan Laurence czuwa nad nami po macierzyńsku, jakby stara kokosz, według wyrażenia Ludki; Artur jest bardzo serdeczny i przyjacielski. Oboje z Ludką podtrzymują w nas wesołość, bo czasem bywamy bardzo kwaśne, i zdaje mi się, żeśmy sieroty, kiedyś ty tak daleko. Anna, jakby święta; nigdy nie łaje, nazywa mię „miss Małgorzatą“, czem dowodzi wielkiego taktu, i traktuje mię z poszanowaniem. Jesteśmy zdrowe, zajęte, i marzymy dzień i noc o twoim powrocie. Oświadcz me przywiązanie ojcu i wierzaj, że jestem zawsze twoją
Małgosią“.

Ten list pięknie napisany na wonnym welinie, bardzo odbijał od następnego, który był nagryzmolony na dużym arkuszu cienkiego, zagranicznego papieru, pełen kleksów i nierównych liter.