Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

walczyć, pracować, mozolić się i czekać, a nawet nigdy się tam nie dostać.
— Miałabyś we mnie towarzysza, jeżelibyś o to dbała, bo muszę odbyć dużo podróży zanim przybłądzę do waszego niebieskiego grodu. Jeżeli się zapóźnię, to powiesz za mną dobre słowo, Elizo, czy zgoda?
Mówił to z takim wyrazem twarzy, że się zaniepokoiła jego mała przyjaciółka; lecz rzekła wesoło, patrząc spokojnem okiem na zmieniające się obłoki:
— Jak kto szczerze chce, to niezawodnie tam wnijdzie. Nie przypuszczam, żeby zamykano te podwoje lub strzeżono tych bram.
— Czyby to nie było zabawne, żeby się nasze zamki na lodzie urzeczywistniły i żebyśmy mogli w nich mieszkać? — rzekła Ludka po krótkiem milczeniu.
— Ja ich tak wiele narobiłem, że byłby trudny wybór, — powiedział Artur; leżał on nawznak i rzucał szyszki na wiewiórkę, która go zdradziła.
— Zająłbyś najulubieńszy ze wszystkich, a jakiż on jest? — spytała Małgosia.
— Jeżeli powiem, czy będziesz równie szczera?
— Dobrze, ale niech i dziewczęta opiszą swoje.
— I owszem. Mów Arturze.
— Jak się już dosyć napatrzę świata, chciałbym się osiedlić w Niemczech, słuchać dosyta muzyki i zostać sławnym artystą, żeby wszystko co żyje tłoczyło się, by mię usłyszeć. Nie zajmowałyby mię nigdy pieniądze, interesy, bawiłbym się tylko i żył wedle skłonności. Oto mój ulubiony zamek; a twój Małgosiu?
Małgorzacie widocznie zdawało się trudnem powiedzieć co ma w duszy; zasłoniła twarz gałązką paproci,