Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   196   —


— Będzie się śmiał, — przestrzegała Amelka.
— Ktoby dbał o to? — rzekła Ludka.
— Mnie się zdaje, że mu się to może podobać, — dodała Eliza.
— Naturalnie! daję wam słowo, że się nie będę śmiał. Powiedz Ludko, nie bój się.
— Skąd ci przyszło do głowy, żebym się ciebie bała! oto widzisz bawimy się w „pielgrzymki“ i nie przestawałyśmy tego całą zimę i całe lato.
— Wiem, — rzekł Artur z poważnem skinieniem głowy.
— Kto ci powiedział? — spytała Ludka.
— Duchy.
— Nie, to ja; chciałam go rozerwać jednego wieczoru, kiedy był trochę smutny, a was nie było w domu, i podobał mu się ten pomysł, więc nie łaj, Ludko, powiedziała pokornie Eliza.
— Nie umiesz dochować tajemnicy; ale mniejsza o to, będzie teraz mniej kłopotu.
— Dopowiedz resztę, proszę cię, — rzekł Artur, gdy z niezadowoloną trochę minką zajęła się robotą.
— Alboż ci nie mówiła o nowym planie? otóż, aby nie marnować wakacji, postanowiłyśmy, żeby każda obrała sobie jaką pracę. Wakacje już prawie skończone, zadania prawie osiągnięte, a myśmy rade, że nie zeszedł nam czas na poziewaniu.
— Rozumiem — rzekł Artur i smutno zamyślił się o swojem próżniactwie.
— Mama lubi, żebyśmy przebywały jak najwięcej na świeżem powietrzu, więc przynosimy tu robotę i bawimy się doskonale. Dla figla ładujemy roboty w worki, bierzemy stare kapelusze i kije do wstępowania na pa-