czu w obłokach, zamknięte w wigwamie człowieka; ale nie widziałem nigdy Delawara tak podłego, żeby do obozu rodaków wślizgał się płazem jak wąż jadowity.
— Ptak zaśpiewał, a Tamemimd poznał go po głosie; — odpowiedział Unkas swoim słodkim harmonijnym tonem.
Mędrzec zadrżął i wyciągnął szyję, jak gdyby chciał schwytać przelotny dźwięk melodyi oddalonej.
— Czy to marzenie we śnie łudzi Taraemunda? — zawołał potém. — Jakiż głos obił się o jego uszy! Nie jużto zima opuściła nas bez powrotu i dni pogodne zaświtały znowu dla dzieci Lenapów?
Uroczysta, świątobliwa cichość nastąpiła po tych gwałtownych wykrzyknieniach proroka Delawarów. Ciemna jego mowa wprawiła w błąd wszystkich obecnych. Sądząc że, duch, z którym jak mniemano miewał porozumienia, natchnął
Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/862
Wygląd
Ta strona została przepisana.