Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kary, jedni pozostają w ukryciu, drudzy uciekając się do gwałtu.
— I jakiejto kary, Sokratesie, nie mogą uniknąć rodzice i dzieci, jeśli wchodzą z sobą w związki małżeńskie?
— Bardzo wielkiej, zaiste, Hippiaszu, Jakaż bowiem cięższa kara może spotkać ludzi, mających dzieci, niż ta, że mają je złe?
— Dlaczegóż, Sokratesie, mają oni wydawać na świat złe dzieci, skoro nic im nie przeszkadza, jeżeli sami są dobrymi, wchodzić w związki także z dobrymi?
— Dlatego, że ci, którzy wchodzą z sobą w związek małżeński, powinni być nie tylko dobrymi ale nadto w sile wieku.... W braku więc tego warunku czy nie należy unikać związków małżeńskich?
— Tak, zaiste, Sokratesie.
— Czy zaś ci, co pomimo to w tych warunkach żenią się, wydają na świat dzieci, jak należy?
— Sądzę, że nie.
— Którzy zatem inni ludzie, jeśli nie ci, wydają na świat złe dzieci?
— I w tem zgadzam się z tobą, Sokratesie.
— Powiedz mi dalej, Hippiaszu, czy nie jest wszędzie uznanem przez prawo, aby dobroczyńcom swoim wywzajemniać się dobrem?
— Tak, jest to uznane przez prawo; lecz również bywa przekraczane.
— Czy nie ponoszą także kary ci, co to prawo przekraczają, skoro, pozbawiając się dobrych przyjaciół, zmuszeni są łączyć się z tymi, którzy ich nienawidzą? A może ludzie, świadczący dobrodziejstwa tym, co wchodzą w stosunki z nimi, nie są dobrymi przyjaciółmi, ci zaś, którzy nie wywzajemniają