Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wa, pozywać się do sądu i dzielić na stronnictwa; przestaną także i państwa wieść spór i wojnę o prawa swoje. I w rzeczy samej, nie wiem, jak zdołałbym rozstać się z tobą, nie posłuchawszy wprzód ciebie, co dokonałeś tak ważnego i dobroczynnego odkrycia.
— Nic, zaiste, się nie dowiesz, Sokratesie, póki sam nie wypowiesz zdania swego o sprawiedliwości. Dość już tego, że na pośmiewisko wystawiasz innych, zadając pytania i zbijając wszystkich, a sam nie chcesz zdać sprawy przed nikim i o niczem zdania swego wyjawić.
— Jakto, Hippiaszu? Czyś nie zauważył, że ja ciągle staram się wykazać, jakie jest moje pojęcie o sprawiedliwości?
— Jak więc brzmią, Sokratesie, słowa twoje o tym przedmiocie?
— Jeżeli nie słowami, to czynami daję je poznać. A może sądzisz, Hippiaszu, że czyny nie są bardziej przekonywające, niż słowa?
— Są one, zaiste, bardziej przekonywające; wielu bowiem, choć ma na ustach sprawiedliwość, postępuje niesprawiedliwie; nikt zaś nie może być człowiekiem niesprawiedliwym, jeżeli postępki jego są prawe.
— Czy widziałeś więc kiedy, abym ja świadczył fałszywie, zanosił skargi fałszywe, podniecał przyjaciół lub współobywateli do kłótni, albo dopuszczał się jakiego innego czynu nieprawego?
— Bynajmniej, Sokratesie.
— Czy jednak nie widzisz w tem sprawiedliwości, gdy ktoś wystrzega się nieprawych postępków?
— Widocznie i teraz, Sokratesie, starasz się unikać wypowiedzieć otwarcie zdanie swoje o sprawie-