Przejdź do zawartości

Strona:PL Krzysztof Kamil Baczyński - Łowy.djvu/03

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


ŁOWY BALLADA

ŁOWY BALLADA

1.

Już się świt wyroił
kolorem jagody.
Strzelec konie poił
u zielonej wody.

Trąbka srebrna, z trąbki potok.
Poszedł strzelec w sosen rzekę,
poniósł łuk z cięciwą złotą
na łowy dalekie,
na łowy.
Jeszcze za nim chustką wiała,
jeszcze włosów promień dała
niby nić na dziwną drogę,
niby przypomnienia ogień
włos dała.
Jaszcze z ciała jej nie okrzepł
snu jej pełny niby dzban,
jeszcze oczy świtem mokre
do gwiazd składał jak do ran,
do gwiazd bladych.
Trąbka srebrna, ciała łuk.
Tonął strzelec w złoty puch,
tonął w olchach i dębinie
pozostawił cień dziewczynie,
w domu cien zostawił.

Jakże będę z cieniem twoim
usta łączyć jak ze zdrojem:
ni on płomień, ni on duch,
ni on włosów twoich puch
jeno śpiew pajęczy.

Już się świt dopalił,
buchnął ognia słup.
Strzelec na oddali,
w domu cień jak duch.