do uświadomienia stanu anormalnego, przemówił do niejednego serca i usposobił choć pewną cząstkę umysłów do pragnienia reformy; a dokonał tego w sposób niewątpliwie lepszy, aniżeli ktoś inny za pomocą artykułów rozumowanych. To téż takie utwory jak: „Historya Sawki“, „Ulana”, „Ostap Bondarczuk”, „Budnik”, „Jaryna“ będą zawsze uważane za utwory największéj zasługi społecznéj Kraszewskiego. Różna jest ich wartość artystyczna, niezawsze myśl w nich społeczna jest trafną, lecz uczucie, co je podyktowało, wypłynęło z najszlachetniejszych skłonności serca i wywołało w czytelnikach odgłos sympatyczny.
Atoli i w téj sprawie nadzwyczajna wrażliwość powieściopisarza na wpływy atmosfery duchowéj odwiodła go na czas jakiś od postępowych i demokratycznych poglądów. Wraz z pierwszemi przejawami reakcyi ogólno-europejskiéj w r. 1849 pojawiają się i w jego pismach pewne wątpliwości co do wyzwolenia włościan i ich oświecenia. Już w „Dziwadłach“, które w tym właśnie roku powstały, słyszymy jakby zapowiedź owych mniemań, które miał niebawem szeroko rozwinąć Kraszewski, a które ideał wskazywały nie w przyszłości, lecz w przeszłości. „Dawniéj pan i wieśniak — czytamy tu — byli jedną rodziną; a jak w rodzinach są źli ojcowie, tak byli i źli panowie włości; jednak to były tylko wyjątki“ [1]. A dla wyjątków przecież nie przemienia się instytucyj odwiecznych. Co więcéj wykształcenie chłopa niekoniecznie dobre pociąga za sobą rezultaty, bo „niedowarzeni wieśniacy, którzy poznawszy litery, poczęli czytać, co im do ręki wpadło, najczęściéj psują się i wyrastają na najgorszych ludzi“ [2]. Zdając zaś sprawę w r. 1850 z „Roczników gospodarstwa krajowego“, gdzie kwestya oczynszowania włościan nieraz była podnoszona, nie waha się wyznać, że nie czuje w sobie „w tym przedmiocie dość wyrobionych myśli“ [3]. Najjaskrawiéj atoli uwielbienie dla prastarych „patryarchalnych“ stosunków między dziedzicem a poddanemi wypowiedział w „Ładowéj pieczarze“ (1852), gdzie skreślił idealny stan pożycia: szlachcic kierował gminą ludu, któréj był raczéj ojcem z ducha, niż panem z materyi; w miarę wielkości swych obowiązków usposabiał się całém życiem do ich spełnienia, czuwał nad bytem powierzonéj mu gromadki, puszczał z niéj w świat i inne życie tych, co się do niego zrodzili, zostawiał przy roli takich, co tę pracę kochali i do innéj nie mieli serca lub zdatności; żywił, karmił, bronił, a na chwilę z oka nie spuszczał. O reformach nie chciał słyszéć, bo wedle ówczesnego przekonania powie-