Przejdź do zawartości

Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VIII.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nicę i jéj formalności (bo człowiek jak towar ulega rozpoznaniu i pewnéj taryfie moralnéj) ― pod opieką nowych władz ościennego państwa, znaleźliśmy się w Trzebini.
Stacya ta… w któréj podróżny skazany jest na pięciogodzinne rekolekcye dosyć niewygodne, mimo swego smutnego pozoru, już zajmuje fizyognomią jakąś odrębną, zwiastującą zbliżanie się ku Karpatom. ― Ludność miejscowa, mowa, dom, w którym siedziéć byliśmy zmuszeni, Niemcy, którzy nas kawą częstowali, białe mundury, co się nam tu po raz pierwszy ukazały ― wszystko dla nas zadomowionych było nowe. Żołnierz austryacki był nawet przedmiotem ciekawości.
Krajobraz dosyć szeroki w dali podnosił się już pagórkami lekkiemi… bliżéj las sosen i jodeł drzémiący w dolinie smętny i ciemny, coś już alpejskiego miał w sobie.
Piękny jasny poranek sprzyjał rozpatrywaniu szczegółowemu, na które aż nadto, niestety, było czasu… a że krzeseł w izbie podróżnéj nie mieliśmy nadto i parę ich zajmowali obrońcy austryackiej ojczyzny, trzeba się było zabawiać kołowaniem w pobliżu.
Nareszcie po szyderskiém przebieżeniu dwóch podobno pociągów, które nam przed nosem przeleciały naigrywając się z naszéj niedoli i króciuchno się tu tylko wstrzymawszy minęły nas świszcząc i szumiąc, zabrawszy z oczekujących nieco żydwów, szlachty i wojskowych, a wyrzuciwszy w zamian kilku pacyentów ― przyszła kolej i na nas, zawołano, byśmy siadali… Nie wierząc szczęściu naszemu, ruszyliśmy z Trzebini.
W mgnieniu oka przebywszy lasek, który nam zakrywał zachwycające okolice Krakowa, kraj, jakby rószczką czarodziejską dotknięty, zaczął się zmieniać w prześliczną szerokich rozmiarów panoramę. W dali ukazały się mgliste gór zarysy, dokoła wioseczki po dolinach, budowle porządne i pola uprawne starannie, pałacyki rozsiane po wzgórzach, szare skał złomy sterczące gdzie niegdzie u boków wyniosłości, gaje rozzielenione majowemi liśćmi… rzekłbym coś przypominającego Wołyń, ale na większy rozmiar i bez naszéj wody i stawów, więc coś smutniejszego i poważniejszego.
Za tém wszystkiém czuliśmy już starą stolicę, choćby po biciu serca. Ja tu nie byłem raz pierwszy, a jednak było to pierwsze widzenie dawnéj stolicy… przypomniałem sobie, że w r, 1812 w pieluchach jeszcze z matką jużem się tu oparł, ucząc tułactwa. Nie gorszcie się wspomnieniami samolubnemi, jak się im oprzeć dzisiaj! Urodziłem się w ucieczce, wędrowałem z kolebką, przenosić musiałem w życiu niepoliczoną liczbę razy po własnéj ziemi…