Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VIII.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kawalątko ziemi — pisał — zużytkowane, ogrodzone, uprawne, pokrajane na cząsteczki skąpo, pociupane; rzekłbyś, że się ludzie o wstążkę ziemi pobiją. Spotykasz cmentarz, umarłym w nim ledwie tyle miejsca dano, by nowy grób kopiąc nie wywrócono starego, leżą uszykowani jak żołnierze... Chatka, choć śliczna i czysta, ale malutenieczka; kościół — maciupki; dwór boi się rozsiąść, aby ziemi nie zajął do zbytku; droga jak tasiemka, ledwie się na niéj dwóch konnych ominie... Prawda, że za to porządnie, miło, z ładem, ale trzeba być małym człeczkiem, aby w téj klatce wytrzymać. Na oku, przywykłém do naszéj rozrzutności, czyni to wielkie wrażenie, ściska się serce myśląc, że tu ludziom biednie być musi, wązko, skąpo...“
Takie były pierwsze wrażenia pisarza, mocno przekonanego, że chłop pańszczyźniany miał życie dostatniejsze i szczęśliwsze, aniżeli brat jego zagraniczny, oddawna już z poddaństwa wyzwolony. Fantazya artystyczna, lubująca się w „malowniczym nieładzie“, grała przytém oczywiście niemałą rolę, ale miłość do tego, co tradycya pozostawiła, była główną kierowniczką jego sądów i opinij. Stąd z wielkiém zajęciem przypatrywał się w Wiedniu pieńkowi obitemu szczelnie gwoździami (Stock im Eisen); pokłonił się „temu szanownemu zabytkowi, myśląc, ile to pracowitych rąk na tę się zbroję składały“. Stąd wszystko, co porządnie uregulowane, „aby powszedniemu żywotowi i jego ciszy nie zawadzało, ani raziło zbytecznie“, nie przypadało mu do smaku, bo wszędzie szukał przedewszystkiém „życia i fantazyi“.
Piękności przyrody górskiéj, którą po raz pierwszy w życiu widział przejeżdżając z Wiednia do Tryestu, odczuwał silnie i umiał ładnie malować, lubo w słowach zwięzłych, trochę za pośpiesznie. Za przykład może posłużyć opis drogi na Semmering, z którego krótki tylko ustęp tu przywiodę: „Góry wyniosłe, pokryte jodłowemi i modrzewrowemi lasami, poprzecinane ogromnemi złomami skał szarych, szczyty zielone, czarno, białawe otaczają gościniec, opasują, ściskają, piętrzą się nad nim, kładną u stóp i, co chwila zmieniając, tworzą nieskończonéj rozmaitości obrazy. W tych warunkach szybkości, nikt dotąd z ludzi górskich widoków nie oglądał; ptaki tylko latające nad niemi; dlatego dziwią i przerażają te zmiany nieustanne kolorytu, świateł, cieni i punktów widzenia. Oku tchu braknie. Droga wije się po wspaniałych, piętrzących się wiaduktach, to zagłębia w czarne tunele, skręca kapryśnie, wygina nagle... tak, że patrzący co chwila pragnąłby szatański ten lot powstrzymać... nasycić się zmieniającą panoramą — ale nim pomyślał, już znikła. Wprawo staje Schneeberg, obwita snującemi się po niéj chmurami, bliżéj na wyżynach sterczą stare zamków