Przejdź do zawartości

Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu/385

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KSIĄŻĘ (na stronie).

I ładna i niczego w gębie...

BASIA.

Ja się domyślam, o co pójść mogło — ojciec mój zajechał tu wprzódy trudnoć mu było dać się arendarzowi wygnać — przecież w książęcej gospodzie dla wszystkich miejsca dosyć, Mości Książę?

KSIĄŻĘ.

Ale dalipan, panie kochanku, moja panienko, jam niewinien...

CHORĄŻY.

Nie zaczepiam nikogo, nie ustąpię nikomu.

BASIA (zasłaniając sobą ojca).

Mości Książę... tyś szlachetny i dobry...

KSIĄŻĘ (chowa szablę).

Ale bądź wacpanna spokojna, nikt się przy płci białej nie rąbie... Nie tu, to tam, panie kochanku, jakoś Pan Bóg da, że się zobaczymy...

BASIA.

A gdy Książę go poznasz lepiéj, to mu podasz dłoń.

KSIĄŻĘ.

Coś mi się nie widzi!

CHORĄŻY (chowając szablę).

Tak, Mości Książę... Góra z górą się nie zejdzie, ale ludzie...

KSIĄŻĘ (markotno do dworu).

Na koń! na koń! znajdziemy przecież gdzieś popaść... stara to szkolna maksyma... Kto komu ustąpi, panie kochanku...

(Idzie ku drzwiom, odwraca się i mówi).

Do widzenia, Kniaziu!

CHORĄŻY.

Do widzenia, Wojewodo!

KSIĄŻĘ.

Spotkamy się...

CHORĄŻY.

Do usług...

KSIĄŻĘ.

Czołem...

CHORĄŻY (ręka w bok, dłubiąc w zębach).

Czołem...

(Po wyjściu Księcia Chorąży w ślad idzie za nim i wychodzi za drzwi).