Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój dobrodzieju, mnie nie zastraszysz... ja niechcę być odpowiedzialnym przed Bogiem ni przed ludźmi, dopóki wyższe władze nierozstrzygną... ogłaszam, iż ślub zawieszony...
— A ja ciebie stary grzybie powieszę! odezwał się stłumionym głosem jeden z tłumu...
— Panowie — przerwał pan młody — czy to my malowani, co to my tu sejmikować przyszli! hę! Damyż z siebie żartować! Byliście ślubu świadkami... ja nikogo nie pytam i żonę biorę jak swoję.
W tej chwili stało się zamięszanie okrutne... szable poszły wszystkie do góry, mieszczanie i tłum przypatrujący się począł krzyczeć... panna młoda z matką rzuciły się czymprędzej do powozu, przeciw panu młodemu i jego przyjaciołom wybiegł stryj i ksiądz...
Bożeński dawał Zbisławowi jakieś znaki rękami...
— Czekajcie ichmoście! na Boga zaklinam... bez gwałtu...
Strukczaszy stał, za nim dwóch czeladzi przy szablach, zimny, blady z ręką na rapciach. Powóz matki i córki, znać z ich rozkazu, nawrócił szybko i nim przyjaciele pana młodego rzuciwszy się zdołali konie pochwycić, w pędzie co koń wyskoczy napowrót od miasteczka ruszył.