Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozważ waćpan! jakże to rozrywać małżeństwo! co począć!
— Ja wprawdzie niewiem, ja szukam rady, pociechy, opieki! Jeszcze mi w uszach brzmią błagające wyrazy tej nieszczęśliwej, która się zaklina że z nim żyć nie będzie...
Księżna patrzała mu wciąż w oczy i śmiała się i kiwała główką i po troszę się wdzięczyła.
— Uspokój się pan, proszę, rzekła, to sprawa nader zawiła... Nie obiecuję nic, ale potrzeba się namyśleć, zostań tu przez dni kilka, będziemy o tym mogli pomówić, rozważyć... Szczerze mi żal tej biednej kobieciny i waćpana sentyment budzi we mnie sympatyą... ale cóż tu zrobić?
Stach głowę spuścił.
Księżna sobie powiedziała w duchu:
— Śmieszny jest... ale ładny chłopak... możnaby coś zrobić z niego, gdyby się wykrzesał.
Horwat nie domyślał się wcale grożącego niebezpieczeństwa, wziął wyraz czułych oczów za miłosierdzie, był wdzięcznym...
Dano wieczerzę, księżna go zaprosiła, wydawszy rozkazy aby rzeczy i konie z miasteczka zabrano do dworu. Dano pokój gościnny p. Stanisławowi.