Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Com miał mówić? co? ofuknął pan młody — żem sobie z panną żartował?
Onać to wie najlepiej, bo mi pierścień sama oddała, i słowo zwróciła...
— Alem ja ci słowa nie zwrócił! zakrzyknął Strukczaszy — i nie zwrócę i nie zwrócę! Myślisz, że cię z nią gwałtem chcę ożenić! Mylisz się, nie dam ci jej na żaden sposób — gdybyś mi krzyżem u nóg rok leżał, mieć jej nie będziesz... ale nie dam ci też innego zażyć szczęścia ani spokoju, kiedy ona go nie ma. Ożenić ci się niedopuszczę z żadną... nigdy! Gdyby do Rzymu przyszło pieszo iść — nie dam! Ruch ręką impetyczny zrobił w powietrzu, czapkę poprawił, wąsa pociągnął i uderzył po karabeli.
— A zrąbiecie mnie — dodał, widząc, że dłonie na szable spadły — jać to wiem czym taka robota pachnie! zrąbiecie mnie.... jest Życzyńskich cały sznurek! Piotr, Damjan, Paweł, Hilary, wszyscyśmy sobie przysięgli.... zastępować mnie będą do ostatniego, któryś przecież swego dokaże.
— No, to o tym potym — syknął gniewnie pan młody — niech ksiądz proboszcz raczy z żoną moją się rozmówić, aby rozum miała, że to nie żarty, ja do niej prawo mam