Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był tak ślicznie osnuty, a tu o wykonaniu go ani pomyśleć już można...
Jeszcze stały u drzwi drzące, gdy zaszeleściało w pobliżu, potym jakby co zsunęło się lub padło tuż u furty i ktoś całą siłą uderzył w nię aż jękła i zatrzęsła się — kobiety mimowolnie odskoczyły, a szczęściem jakimś wstrzymały się od krzyku... Po raz drugi i trzeci uderzono jeszcze w drewniane drzwi.
— Chodźcie no tu! hej! hej! ot wycieczka... tu coś stuknęło... może myśleli uchodzić...
— Patrzcie go! dowąchał się...
— Dobrze o tym wiedzieć na jutro, niepotrzeba i szturmu przypuszczać, tylko do dnia drzwi wywalić i wkraść się do zamku...
Spłoszone kobiety poczęły uchodzić po cichu... Osowiecka zanosiła się od płaczu — wszystek jej plan przepadł. Należało co najprędzej uwiadomić Chrapskiego aby kamieniami i ziemią w czas wycieczkę i furtę zasypać kazał...
Smutny był powrót pani Bożeńskiej a Domcia gniewna z suchemi oczyma, milcząca wbiegła na górę... Zasnąć nie mogły, dopiero nadedniem, ale zmęczone wreście, jak stały pokładły się i ciężki sen powieki przymknął.