Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Staszek nie domyślając się niczego, wybrał się z popasu zwolna, a już na zamku wiedziano o nim.
Chrapski słowa nie mówiąc kobietom, aby je nie przestraszać, załogę swą zebrał, mowę do niej palnął gęstą, wódki dystrybucyą uczynił, (bo bez tego nic) — broń kazał opatrzyć, Panu Bogu podziękował, ofiarę świecy do ołtarza uroczyście ponowił i oczekiwał z bijącym sercem godziny stanowczej, w której by się mógł, jak należy popisać. — Nie wątpił bynajmniej że za tą przednią strażą, nadciągną wkrótce ufce nieprzyjacielskie, lano więc ołów i rznięto siekańce do garłaczów.
Wśród tych żwawych przygotowań, przyszło mu na myśl, bardzo szczęśliwie, (bo to był człowiek gorącego serca, mimo nie pierwszej młodości), że takiego człowieka wysłanego pojedyńczo nazwiady wyśmienicie było można pochwycić i z niego wyciągnąć potrzebne wiadomości o sile nieprzyjacielskiej. Uderzony tym szczęśliwym pomysłem, Chrapski nic nikomu nie mówiąc, samoczwart wyruszył zbrojno z zameczku i zdążył na kraj lasu, nim się tam dostał Horwat.
Ten najspokojniej w świecie małym truchcikiem sobie drogą leśną posuwał się ku Opolu, gdy jak piorunem rzuciło się nań czterech