Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

braci; ale niejeden książę przyciskając do piersi szaraka, dusił go aż mu guzika kontuszowego piętno na czole zostawił, a w łonie tego różnolicego rycerskiego stanu, począwszy od szlachcica, co sam swą rolę odpasawszy szablę uprawiał, do pana, którego dobra całą zajmowały prowincyę, nieskończone dostrzegały się odcienie. Nie mówię już o Litwie, gdzie z powodu wielkiéj ilości rodzin książęcych równość szlachecka późno i powoli się wyrobiła, nigdy nie będąc istotną rzeczywistością; ale w saméj Polsce z latami wyrosła mimo prawodawstwa, arystokracya potężna. Szlachta patrzała na nią okiem nieufném, opierano się jéj przemocy począwszy od Zygmunta I., czując się na siłach, nie dopuszczano cudzoziemskich tytułów, broniono mnożenia się ordynacyom, nie chciano orderu Niepokalanego Poczęcia, hałasowano prawie na każdym zjeździć na coraz wyraźniéj z łona braterstwa szlacheckiego wybijającą się arystokracyę; jednakże ani moc praw, ani ta pilność i czuwanie nie mogły zapobiedz przewadze rodzin, które już w XVIII wieku stanowiły rzeczywiście rząd kraju, miały w rękach sprawę publiczną i za sprężynę posłuszną używały szlachty, kierując nią zręcznie jak się im podobało, pod hasłem dobra publicznego i swobód narodowych.
Przed XVIII wiekiem, choć przemożnych kilka rodów pragnęło utrzymać się na raz osiągnioném stanowisku i dosyć zręcznie chodziły koło tego, silniejsze jeszcze prawo nie sprzyjało wcale długiemu trwaniu przewagi w jednéj familii, bo zasługą mierzyła się siła obywatela, nie jego urodzeniem i mieniem. Rzeczywiste znaczenie dawały zajmowane urzędy, pomagały do niego bogactwa; urodzenie było rzeczą pod-