mnym gmachu, a dziwił się co krok czemuś i nim się dopytał celi księdza Ksawerego, długo błądził po klasztorze, który mu wielkie dał wyobrażenie o zgromadzeniu Lojoli. Nareszcie braciszek laik, krawiec z powołania, w czarnéj sukience, łysy, zgarbiony, grzeczny bardzo i niezmiernie pokorny, otworzył drzwi na pierwszém piętrze, nad któremi w dębowych rzeźbionych ozdobach umieszczony był obrazek z życia apostoła Indyj; i stolnik znalazł się nie w skromnéj celi, jakiéj się spodziewał, ale w miłém, jasném i ślicznie acz niewytwornie przybraném mieszkaniu, którego okna stroiły kwiaty, ściany — obrazy, a kanapki i krzesła przypominały pańskie pokoje. W drugim pokoju, ksiądz Ksawery zajęty był nad książkami, któremi stół był zarzucony cały, zdając się czynić z nich jakieś wypisy. Piękny zegar leżący bronzowy, przeglądał w pośrodku ze stron pergaminowych białych okładek... Był to niemłody już człowiek, blady, słusznego wzrostu, z krótko obciętym włosem, z twarzą zmęczoną i zżółkłą, ale z oczyma pełnemi życia; znać w nim było utrudzenie ciała, a podniecony żywot duszy. Uśmiech, którym powitał starego, był uprzejmy i pełen wdzięku, pośpiech, z jakim na progu odrzuciwszy księgi przyjął pana Kornikowskiego, zdawał się wyrazem gościnności i serca.
— Cóż mi sprowadza pana stolnika! — zawołał chwytając go za ręce, jakiż to miły wypadek?
— Dawno to się należało — zmieszany odparł kłaniając się nisko pan Kornikowski, ale jakżeś to waćpan dobrodziej łaskaw, że mnie starego sługę swego poznałeś?
— O! o! myślisz więc, kochany stolniku, że w klasztorze pamięć tracimy? i owszem tém żywiéj pamiętamy im mniéj osób pamiętać możemy, zerwawszy ze światem i rzadko się nań wychylając.
Stolnik się ukłonił, odchrząknął, a jezuita obok niego przysiadłszy, zdawał się wejrzeniem, uśmiechem zachęcać go do wynurzenia się, którego oczekiwał.
— Jakże zdrowie stolnika? — zapytał.
— Zdrowie? — rzekł pan Kornikowski pokazując nogi — gdyby nie to, byłoby jak na mnie dobre, ale szkapy się zmęczyły... a do tego często-gęsto i po kościach łamania doświadczam, są to przypomnienia mogilne...
— Gdzież znowu, a z twarzy — rzekł ksiądz Ksawery — ślicznie mi pan stolnik wyglądasz, zdaje się, żeś jeszcze odmłodniał.
— O! o! tak to w łaskawych jego oczach.
— Doprawdy! doprawdy!
— Właśnie, że to człowiekowi co chwila śmierć na myśli, przyszedłem do jegomości dobrodzieja poradzić się...
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/93
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.