Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się piśmiennictwem i nadzwyczaj gorliwy w nim współudział tém dobitniéj uczuć mu dawały brak ukształcenia w swoich sąsiadach.
Istnieje jeden ciekawy list, który Kraszewski z właściwą sobie żywością przesłał do „Tygodnika Petersburskiego“ (1841 Nr. 21), gdzie bez ogródki maluje przykre swe położenie ze względu na odwiedziny spółziemian i troski gospodarskie. Jest to dokument nadzwyczaj ciekawy i ważny; poznać go warto; wyjaśni nam on te ironiczne obrazy życia ziemiańskiego, jakie w powieściach jego z owych czasów znajdujemy.
„U nas literatura — pisał Kraszewski dobiegając trzydziestki — nie daje i nie może dać chleba; każdy jéj poświęcający się zupełnie musi tedy ten chleb albo miéć zapewniony wprzód, albo jedną ręką na chleb a drugą na poczciwą sławę pracować. Kto zaś chce się poświęcić wyłącznie literaturze, będzie niezawodnie chodził bez butów, jeśli nie ma innych utrzymania materyalnego życia źródeł. U nas dotąd literatura jak owe bogi Wschodu i jak bogi dawne Litwy najulubieńszym swym synom w dowód nieograniczonéj łaski zsyła bóle i cierpienia!
„Jest więcéj takich, którzy wolne tylko chwile, niedogryzki życia, umysłowym zajęciom ofiarują; lecz mnie się zdawało, że aby skutecznie pracować, i z siebie dla siebie coś zrobić i dla ludzi być użytecznym, trzeba oddać większą i lepszą część życia. Cóż za tém poszło? Naturalnie zapomnienie o wszystkiém, wyrzeczenie się towarzystwa (po większéj części niewielka ofiara), wyrzeczenie się przyrodzenia, swobody, spokoju, nadziei polepszenia bytu materyalnego, nawet przyjemności familijnych, które nielitościwie wymagająca praca obcina niemiłosiernie. Nie skarżyłbym się na to, nie mówiłbym nawet, gdyby komukolwiek na myśl przyszło nie już ocenić poświęcenie, ale choćby zrozumiéć je. Ci panowie uważający literaturę za rozrywkę, książkę za słaby surogat wista; te panie, które śmiechu tylko szukają wszędzie, dowcipu na każdéj karcie; młodzież nasza rozpróżnowana; starcy, literatów po większéj części na jednéj szali z komedyantami kładący: — jakże seryo mają pojąć takie poświęcenie i zrozumiéć, że ono egzystuje, gdy przekonani nawet o niém, nie potrafią go nazwać chyba szaleństwem i obłąkaniem... Proszę pana — powiadają — całe dnie, całe noce trawi nad książkami, nad pisaniem, gospodarstwo opuszcza, sąsiadom uchybia, bo u nich nie bywa, z ludźmi nie żyje: czysty waryat, panie dobrodzieju! — Biedny człowiek — odzywa się głos drugi — wyraźnie ma jakiegoś szusta, nieborak! Żeby tym dzieciństwom całe życie poświęcić! — Drudzy, choć w oczy wstydzą się nawracać na drogę zbierania grosza, gospodarowania i t. d., choć w oczy wysoce chwalą takie poświęcenie się, za oczy zarówno z innemi ruszają ramionami.