Przejdź do zawartości

Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/519

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych, a miasto myśli, — formułki, które powtarzając się, zdradzały swe obce pochodzenie... nowych już nie przybywało. Smutek okrył jéj czoło, boleść doznanego zawodu ucisnęła nieszczęśliwą; ale pozostawała pociecha, że świat obcy, swiat dalszy zawsze uwielbiał w jéj Albercie tę wyższość, w którą już ona wierzyć nie mogła...
Anna zamknęła się w sobie, pocieszała modlitwą i surowém spełnianiem obowiązków, spoważniała jeszcze, nie poskarżyła się nigdy nawet przed Bogiem, ale kochać ani szacować nie mogąc, starała się przynajmniéj skryć przed oczyma ludzi wielką i bolesną omyłkę, która zatruła jéj życie. Od kolebki dziecięcia spłynął na nią promień łaski; nie była już tak samotną, miała przyszłość, choć nie swoję.
Z Albertem, tak świetnym, gdy mu się popisać było potrzeba, i umiejącym wystąpić i zaślepić, pożycie domowe, jakkolwiek był charakteru i egoizmu łagodnego, stawało się codzień nieznośniejsze. Wysilony na popis, gdy pozostał sam-na-sam z żoną, stawał się najpospolitszym z ludzi, wyczerpanym, znudzonym, żartował ze wszystkiego, z obojętnością oburzającą przyjmował, co się go osobiście nie tykało, a jednemi tylko materyalnemi przyjemnościami mogąc na chwilę nasycić, wszystko duchowe, o czém gdzieindziéj rozprawiał z takiém przejęciem i wzniosłością, lekkiém zbywał szyderstwem. Wszystko aż do wad było w nim pożyczane, nic swojego; bawiło go to tylko, co świat uznał za zabawne; potrzebował sankcyi publicznéj nawet do napoju i jadła... moda kierowała nim wszechwładnie.
Anna poskarżyć się nawet nie mogła; niktby jéj był nie zrozumiał, bo dla obcych, co go widywali rzadziéj, Albert zachował ten urok zwodniczy i całą pozorną wzniosłość umysłową, wyższość moralną, któremi w pierwszych chwilach i Annę oszukał. Grał tę komedyę wybornie, ale na dzień powszedni zrzucał maskę i odpoczywał; potrzeba mu było widzów i oklasków.

LXVII.

Słówko jeszcze o pozostałych Karlińskich, a naprzód o panu prezesie. Zaraz po weselu Anny, niespodzianie powróciła z zagranicy, po kilkoletnim pobycie, żona pana Pawła, którą wreszcie podróże znudziły; zapowiedziała w progu, że odtąd w domu mieszkać będzie i tylko kochanemu mężowi na arfie przygrywać. Nie pomału to prezesowi, który już się był po kawalersku rozgospodarował, pomieszało szyki, chociaż czule i serdecznie przyjął zbiega i wszystkim powiadał, że teraz dopiéro żyć zacznie i odetchnie. W pewnych domowych urządzeniach mogła być nie na rękę pani