Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/500

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dumani, cierpiący, rozczarowani. Takie to szczęście ludzkie! Nawet go nie skosztowali, a już im zgorzklo w ustach!
Julian zarumienił się i pomieszał.
— Nie mówmy o tém w téj chwili — rzekł pośpiesznie — boję się dziś więcéj, niż kiedy, złéj wróżby dla mojéj przyszłości.
— Myślisz więc o niéj? dzięki Bogu! — przerwał Atanazy — a mnie tu prezes nagadał o jakichś projektach ożenienia, z kim? z Gerajewiczówną! Ty zbyt młody, zresztą, nie masz celu w życiu, a powinieneś czuć obowiązki! Nic nie zrobiłeś dla społeczństwa, nic dla siebie i dla nas, mógłżebyś już się zakopać w małżeństwie, które, jakkolwiekbądź, człowieka robi zimnym i egoistą potrosze?
— Kochany stryju — coraz bardziéj mieszając się przerwał Julian — cóż dziś zrobić można?...
— Wszystko... Usposobić się na pożytecznego krajowi obywatela, wyznaczyć przed sobą drogę, wytknąć cel, a naprzód dusznego w sobie wykształcić człowieka... Ty wahasz się jeszcze, ty nie jesteś nikim i niczém... dobre kochane dziecię moje... dziecięciem pozostałeś, jak byłeś w kolebce, a nie chcę, byś niém był nazawsze...
— Niestety! nie mam sił na nic większego! — westchnął Julian — muszę się w domu zagrzebać...
— I w domu pracować i myśléć możesz... zwróć tylko oczy na życie przyszłe i do niego zastosuj teraźniejsze... Nie możemy na ziemi być bez celu jakiegoś, czujemy to w sobie, że życie nasze przedłużyć się musi poza nasze drobne zaprzątnienia doczesne i granice ziemskie... Czemuż nie pracować dla dłuższéj przyszłości i tak jak się powinno pracować dla niéj, z uroczystością z powagą?...
— Wszyscy żyją inaczéj, trudno nam...
— Wszyscy źle żyją — zawołał starzec — wszyscy są w fałszu... ale to nie zmusza nas iść za niemi... Tyś Karliński! Bez łzy, z radością duszną widziałbym cię umierającego dziś dla wielkiéj idei, męczennikiem, apostołem, wyznawcą, szaleńcem, ale bez smutku nie ujrzę cię zamykającego się w zimnéj skorupce ślimaka... lub robakiem przylepionym do zeschłego liścia...
Julian nie wiedział już od czego począć, ale postanowił przerwać utrudzającą rozmowę szczerém wyznaniem tego, co się stało; schylił głowę.
— Stryju, przebacz mi! — rzekł — źle czy dobrze, zrobiłem krok stanowczy; kocham i jestem zaręczony, za pół roku się żenię.
— Źle, bardzo źle! — odstępując zawołał pan Atanazy — jesteś więc zgubiony, a z tobą my wszyscy; nowego pokolenia czekać