Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/484

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

więc u łoża Drabickiego stary Junosza i Emil tylko czuwali; Greber, który z prezesem i panem Albertem grał w preferansa dzień cały, pokazywał się kiedyniekiedy z humorem, jaki u kart zaczerpnął i prędko odchodził, za każdym razem zlewając się wódką kolońską i okadzając saletrą.
Nadszedł nareszcie dzień stanowczy i kryzys wskazała, że chory wyżyje; po niéj polepszył się stan jego, wróciła powoli przytomność, ale z nią razem gwałtowne pragnienie powrotu do Żerbów, którego się domagał co chwila.
Pani Drabicka nic dotąd nie wiedziała o chorobie syna. Junosza dwa razy był u niéj i pobożnie skłamał, że Aleksy w dalszą podróż, w któréj go interes wstrzymywał, odjechał. Byłaby przybiegła do łoża chorego, o którego instynktowo niepokoiła się, sama nie wiedząc przyczyny... Emil płakał i siedział przy nim nieodstępny, co prezesa niecierpliwiło niezmiernie.
Nareszcie na nalegania jego, Greber posłuszny dozwolił, wybrawszy dzień ciepły, w karecie noga za nogą przewieźć do Żerbów. Junosza poprzedził ten kondukt smutny i niespodziewany, chcąc przygotować panią Drabicką.
Ujrzawszy go po raz trzeci, wyszła naprzeciwko niego stara.
— A co Aleksy? — zawołała — czyż jeszcze nie powrócił?...
— Jeszcze pozawczoraj — odpowiedział Junosza — ale chory trochę!...
— Chory! a czemuż mi o tém nie mówisz? — zawołała porywając się matka — cóż to ja dziecko, żebyście mi się lękali powiedziéć, co się z nim dzieje? Ja wiem, jak to tam po panach o chorego dbają: nie zabraknie mu pewnie ani doktora, ani lekarstwa, ani jadła i napoju, ale kto tam pilnować, kto go tam podtrzymywać będzie i cieszyć?
— Aleksy jedzie już tu — rzekł Junosza — za godzinę będziesz go pani miała, pokój tylko wyporządzić potrzeba, niech się Jaś wyniesie...
— Alboż tak bardzo chory?... — badającym wzrokiem i usty drżącemi zapytała matka.
— Był mocno i niebezpiecznie słaby, nie będę taił — odpowiedział stary — dziś jest lepiéj.
— A! Chryste mój Jezu! i mnieście! mnie! matce nic nie mówili! — krzyknęła Drabicka. — Ja czułam, że się coś stało... śnił mi się co nocy, blady, straszny, jakby wzywał pomocy mojéj!...
Chwilę zdawała się przygnieciona i bezsilna, ale nigdy w niéj czułość nie zabijała uczucia obowiązku i sił do czynu nie odbierała; rzuciła się zaraz do wyporządzenia pokoju, do słania łóżka, płacząc oczyma a usty dając rozkazy.