Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/482

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rumieniła i zdziwiona oczy zwróciła na brata; na twarzy widać było obrażoną dumę, niepokój jakiś, gniew prawie... Pomimo świętości swojéj, uczuła na tém, co brat jéj powiedział i potrzęsła głową.
— To być nie może — rzekła — roi się wam...
— Słyszeliśmy oba... niéma najmniejszéj wątpliwości; prezes jest w największym gniewie, nigdym go takim nie widział!
— Biedny człowiek! — zawołała Anna — ale mógłże do tego stopnia się obłąkać?...
— Nie pojmuję — odpowiedział Julian — wszystko to drażni mnie, męczy, trapi i zdaje mi się, że jak on, zachoruję... Wróć do siebie, Anno; widzisz, że nawet zbytku troskliwości okazywać mu nie możesz; ludzie i on sam fałszywieby to sobie wytłómaczyli. Będzie, co będzie.
Anna odeszła zmieszana; słowo, które jéj pocichu szepnął Julian, bojąc się, by go ściany nie usłyszały, dziwne na niéj zrobiło wrażenie; zamiast wdzięczności i politowania, uczuła w sercu żal i pierwszy raz obudzoną dumę; gniewała się na nieszczęśliwego, dla którego przed chwilą czuła ten rodzaj chłodnéj i protekcyonalnéj przyjaźni, jaką obdarzamy wierne sługi i ludzi od nas niższych; czuła się obrażoną i upokorzoną, łzy prawie miała na oczach... Miłość ta wydawała jéj się śmieszną; zdawało się, że część śmieszności spłynie na nią, a przywykła była uważać ją za największe nieszczęście; gniew na chwilę przytłumił w sercu jéj wrodzoną litość.
W nocy nadjechał Greber wezwany i sam poszedł do Aleksego, koło którego znalazł tylko uśpionego i trochę podpiłego Bornowskiego, zapewniającego słowem honoru, że nie było pięciu minut, jak się troszeczkę zdrzemnął. Jedno spojrzenie na chorego przekonało lekarza o niebezpiecznym jego stanie; gorączka tyfoidalna z zapaleniem mózgu szaloném rozwinęła się w sposób najgwałtowniejszy; niewiele zrobić było można, wszystkiego wyglądać od sił natury, mających kwestyę życia lub śmierci rozstrzygnąć. Dla Grebera biedny ten człowiek opuszczony przez przyjaciół, leżący sam jeden pod opieką napiłego oficyalisty, nie bardzo téż był zajmującym pacyentem: podyktował chłodno, co robić należało, ziewnął, kazał sobie przygotować pokój i posłanie i poszedł spać z tą zimną krwią, jaką daje oswojenie się z chorobami i groźbą śmierci...
Bornowski pozostał wykonawcą rozkazów, a po wyjściu Grebera, naprzód dla nabrania siły zajrzał do butelki, a dopiéro potém do chorego; nie zdało mu się, żeby go warto męczyć przededniem i złożywszy na naturę i młodość staranie o Aleksego,