urządzili i za parę tygodni ślub i wesele... Gdyby ci się tak udało i z Gerajewiczówną!
— Mnie się nigdy nic nie uda, kochany stryju — rzekł Julian przeprowadzając oczyma wychodzącego Aleksego.
— Skądże ta gorycz i zwątpienie?
— To tylko przeczucie.
— Skądże przeczucie? Daj pokój! Miłość tego rodzaju jak Poli i Justyna nie do zazdrości i tego ci nie życzę; jest to piecyk, w którym się wypala najnieszczęśliwsza przyszłość. Młodości tylko, niedoświadczeniu i ludziom téj klasy wolno być tak prostodusznemi! Dla ciebie chciałbym wygodnéj egzystencyi, grosza, znaczenia, czegoś gruntowniejszego, chłodno obrachowanego i przyzwoitego; a to ci się udać musi, gdy zechcesz... Jeśli pozazdrościsz Poli i Justynowi, zawsze ci wolno będzie zrobić gdzie romansik naprędce i rozwiązać go, gdy cię znuży, choćby z tą samą Polą, która za kilka miesięcy uśmiechnie ci się z ochotą, znudzona swoim poetą...
Spojrzeli sobie w oczy, Julian był rozdrażniony.
— Nie jestem jeszcze tak stary — rzekł — żebym mógł chłodno i prozaicznie mówić o sprawach serca... wierzę w miłość i zazdroszczę jéj wszystkim!
— I ja także — dodał prezes siadając w krześle wygodnie — nie brzydka to zabawka, ale wprowadzić ten żywioł w poważne, surowe życie, jest to chciéć z trzciny stawić fundamenta do murowanego domu. Kochamy się wszyscy do jakiegoś czasu... potém lubimy kobiety... w ostatku dogadzamy tylko sobie... poezyą gaśnie, rzeczywistość zostaje. Ze starym twoim stryjem, którego za ojca powinieneś uważać, potrzeba być szczerym, kochany Julku; zdaje mi się, że miałeś do Poli trochę sympatyi. Nic dziwnego! ładne dziewczę, główka dobra, talent wielki, serce rozgorączkowane, byliście razem... ale wielkie to dla ciebie szczęście, że ją Justyn bierze...
Julian zarumienił się.
— Niéma się czego wstydzić, rad jestem, że ten pierwszy ogień wyszedł z ciebie, il faut que la jeunesse se passe; choć ci dziś może być przykro trochę widziéć ją w objęciach drugiego, aleś nigdy nie mógł ani na chwilę pomyśléć żenić się z Polą; a trzymać sobie kochankę pod bokiem Anny i do tego sierotę wychowaną u was w domu jakby na to, żeby paniczowi służyła do romansów, nie wypadało! Skończyło się więc bardzo szczęśliwie: postękasz, powzdychasz i zapomnisz, a jeślibyście sobie późniéj stare dzieje przypomnieli... ha!...
Rozśmiał się prezes pocierając głowę z ruchem komicznym.
— Mówmy — rzekł — o czém inném; jestem pewny, że ten głupi Aleksy jest przyczyną, iż rzecz tę bierzesz naseryo; widzę to po
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/460
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.