Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/429

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ba być ubogim i zaślubić ubogą, zrobisz, co zechcesz; radbym tylko, żebyś w takim razie dobrze wiedział, co cię czeka...
— Cóż? praca?
— Oprócz tego oszczędność wielka i naturalnie zmiana życia zupełna... Wygód, do których przywykłeś, życia, jakie wiedziesz od dzieciństwa, wyrzec ci się potrzeba i zastosować do nowego stanu... Rachowałem właśnie, kochany Julianie, że w takiéj hipotezie, pozostałoby ci, oddzielając się od Emila i Anny, mniéj więcéj dusz czterysta, z długiem bankowym i jakiemi kilkudziesiąt tysiącami innych dłużków... Zrobić ci to może netto dochodu, przy najszczęśliwszych okolicznościach i pracowitém gospodarstwie, około trzydziestu tysięcy złotych, procenta poźrą połowę. Zostanie ci się na życie do trzynastu tysięcy... Juściż z tém wyżyć można, ale mi się zdaje, żeś ty dotąd po tysiąc rubli lub mało co mniéj na cygara wypalał?... Konie lubisz... krawiec cię kosztuje do pięciu tysięcy rocznie... uważasz więc, że się bardzo ograniczyć wypadnie?
Julian słuchał roztargniony, zrozumiał jednak, bo spojrzał na stryja z przestrachem i słowa zamarły mu na ustach. Prezes mówił daléj:
— Ubóstwo bardzo ładnie wygląda w książce, tak jak odarte chałupy na obrazach flamandzkich, ale w nichby nie mieszkał ten, kto je malował; trzeba być dobrze zahartowanym, żeby nie spowszedniéć pod żelazną ręką nędzy, nie skwaśniéć i nie stać się istotą pospolitą, zgryźliwą, prozaiczną... ale są ludzie, co z wielką siłą i takiéj zmianie losu podołać umieją. Dla tych, co wyrośli w ubóstwie, stan to jak inny, ze wszystkiém się człowiek zrasta; dla nas próba ciężka.
— Bośmy zepsuci, kochany stryju...
— Zepsuci, niezawodnie — rzekł prezes — ale dyable trudno się poreperować; ja przynajmniéj co do mnie, już się naprawiać nie myślę... ty jak chcesz... Nadewszystko chciałbym cię widziéć swobodnym i szczęśliwym. Widzisz, że nie jestem ani napastliwy, ani despotyczny; proszę cię tylko, żebyś pomyślał, co masz robić, i dozwolił mi z sobą próbować szczęścia... Wątpię, żebyś już był zakochany... a zatém, jako młody, mając potrzebę kochania i usposobienie ku temu, kto wié, czy się nie zajmiesz którą z tych, jakiebym ci życzył. Zróbmy małą przejażdżkę po okolicy... hę?
— Bardzo chętnie — odpowiedział Julian — ale...
— Na co ale... ja ci nie ujmuję swobody, zrobisz, co zechcesz; odwiedziny do niczego nie obowiązują...
Nazajutrz prezes i Julian siedzieli w powozie, a Karliński nie wiedział jeszcze, dokąd jechać mieli; wszystko mu było jedno; obo-