Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Słowa te wyrzeczone z jakąś dumą naiwną, byłyby może w innych śmiech szyderski wzbudziły, w Poli i Aleksym wznieciły tylko poszanowanie i zdziwienie... Potrzeba było w istocie wielkiéj siły wewnętrznéj, by się poświęcić dziełu takiemu bez współczucia, bez nadziei oklasków, bez żadnéj idei nagrody duchowéj nawet, a siła ta dawała miarę człowieka. Justyn wśród nich, mimo swéj powierzchowności, wyglądał jak postać przeniesiona z innego świata i wieku; spokój wiał od niego, a uśmiech dziecięcy przelatywał po wargach namaszczonych natchnieniem... Poli żal się go zrobiło.
— Nie! on kochać nie potrafi, nie będzie; on jak Anna kocha świat cały, ludzkość, przeszłość, naturę, słońce, kwiaty; ale jednéj, ułomnéj, biednéj nie pokocha istoty! Tak, lepiéj! nie uczynię go nieszczęśliwym, bo się nie odwróci do mnie... zbyt jest wielkim i serce jego rozlało się oceanem po światach. Jestem spokojna!... Wiedział los, kogo mi zesłać, by mi zgryzoty oszczędzić!...

XLVIII.

Pola poświęciła się raz powziętéj myśli oswobodzenia Juliana... zrazu niby dawne przedłużając żarty z poety, zbliżała się do niego powoli, nie nagle oderwała się od Karlińskiego; ale Julian, którego zazdrość wybuchała najczęściéj bez przyczyny, wprędce postrzegł, że Pola coraz więcéj, coraz czuléj i poufaléj była z poetą... Powiedział jéj to chmurny, rozśmiała się boleśnie.
— Chciałabym, żebyś był zazdrosny — odparła — to by mi dowiodło, że mnie kochasz...
— Czyż potrzebujesz dowodów?
— Codzień nowych... gdyśmy razem, gdy cię trzymam przykutego uściskiem... tyś mój; gdy odchodzisz... czuję obcego, który się tylko zniżył na chwilę... do niewolnicy... lecz stara Sara prędzéj czy późniéj wygna biedną Agarę...
Julian się zarumienił.
— Wiész co — rzekł — weźmy się za ręce, idźmy śmiało do Prezesa, do matki, powiedzmy im wszystko... skończmy raz i wybrnijmy z tego nieznośnego położenia...
Pola uśmiechnęła się, ruszając ramionami.
— Na to nie będziesz miéć siły — odparła — zresztą ja cię kocham, ale nie pójdę za ciebie; nazajutrz po ślubie moja szczera miłość wydałaby ci się rachubą, nie potrafiłbyś się téj myśli obronić... Za pierwszą chmurką na czole, z pierwszém uczuciem znużenia, wątpliwość ucisnęłaby ci serce... Nie! Chcę, byś mi wierzył i dlatego nie będę twoją żoną; mogłabym być kochanką tylko...
Pola zapominała się tak chwilami, ale wprędce oprzytomniając