Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dził się jéj wieśniaczą powierzchownością, doznawał przykrego uczucia, jakby dotykał czegoś kolącego i szorstkiego; inne osoby niemniéj może draśnięte przez gościa, który rzadko tu się pokazywał, znosiły go lepiéj dla stryja Atanazego... On, jakby nie widział i nie domyślał się nawet, jakie zrobić może wrażenie, nie oglądał się na drugich; był sobą nie troszcząc się o to, jak się pokaże.
— A! rozkoszną miałem podróż z Szury do Karlina — począł głośno obracając się do Juliana i Aleksego — co to! wiosną, pieszo, swobodnemu człowiekowi iść tak, gdzie oczy i serce ciągną... Naprzód w téj puszczy mojéj... ile co chwila widoków różnych wstrzymywały mnie, i godzinami więziły na jedném miejscu... Lasy, kwiaty, gra słonecznych promieni, głosy wiatru i głębin boru... zapachy tajemnicze, tysiące kwiatów rozkwitłych... motylów tysiące... ptastwo... zwierzęta... obrazy i obrazy bez końca. A! wielki to malarz natura... Stałem godzinę na drodze patrząc na jednę łączkę w lesie, na któréj stare olchy rosły, żółte kwitły łotocie, pasło się bydełko i pastuszek grał na ligawce... Potém wstrzymał mnie stary żebrak, któremu towarzyszyłem do pierwszéj wsi gawędząc po bratersku... We wsi mam znajomego parobczaka, który mi śpiewa piosenki osobliwsze! zasiedziałem się u niego na przyźbie... daléj szukałem jak najkrętszéj drogi... żeby iść jak najdłużéj i naoddychać się wiosną... i nacieszyć się kwiatkami...
Prezes ledwie ze śmiechu nie parsknął, Pola rzuciła figlarnie wymówkę poecie.
— Przyznaj pan jednak, że mu wcale do nas pilno nie było, kiedyś tak szukał jak najdalszéj drogi?
— Pilno? zapewne, że nie — rzekł Justyn — miło mi widziéć państwa, ale zimą czy latem zawszem pewien, że ten salon zastanę, jak-em porzucił... nic mi tu nie uciecze; gdy wiosna i boży świat malowany tak się mieni... tak cudnie urozmaica... i tyle mi mówi rzeczy...
— Których my nie potrafimy — dodała Anna śmiejąc się.
— Zapewne że nie, boście się państwo dobrowolnie wyrzekli tego, co natchnąć was mogło, zamknięci w klatce, roztargnioném okiem patrząc na naturę, i to jeszcze przez waszego ogrodnika ufryzowaną i podstrzyżoną, żeby się wam uczciwie zaprezentować mogła... Mówicie tylko to, co z suchéj czerpiecie książki, lub jedni z drugich... nie zdaje mi się, żeby to było co nowego lub bardzo ciekawego.
Prezes się trochę obraził tonem przybysza.
— Ależ, mój panie — rzekł z dumą — jeśli chcesz być logicznym, to i w naturze, która się co rok powtarza, nic tak bardzo nowego nie znajdziesz.