Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie znam Aleksego! co za człowiek, jakie serce, ile delikatności i charakteru... jak my się mu potrafimy odwdzięczyć?...
W Julianie jakoś może mimowolnie pan się odezwał.
— Potrzeba pomyśléć i zrobić coś dla niego... ubogi..
— Bracie! — zawołała Anna — takie rzeczy się nie płacą...
Pola rzuciła nań także okiem zagniewaném prawie; Julian się zapłonił.
— Nie zrozumieliście mnie — rzekł zmieszany — nie to chciałem powiedziéć...
— Zapłacim mu przyjaźnią serdeczną, staraniem, opieką i temi względy, na jakie zasłużył.
Pola uśmiechnęła się figlarnie.
— Jacy to z was panowie — odezwała się z wymówką gorzką — zaraz chcielibyście zapłacić, żeby się z nim skwitować i nic mu nie być winnemi! Nie obawiajcie się, Aleksemu zapłaci serce własne, uczucie jego dla was, na którém doprawdy chybaście się nie poznali... Sądzicie go surowo, nielitościwie... Ja lepiéj znam go od was wszystkich, obrazilibyście śmiertelnie biednego człowieka, mówiąc mu o waszéj wdzięczności; podnieście go ku sobie, jeśli się wam zdaje niższym jeszcze nawet po tém poświęceniu; uznajcie go za brata... oto najwyższa nagroda, jaką mu dać możecie.
— Albożeśmy go kiedy inaczéj uważali? — spytała Anna.
— Pozwólcie mnie i jemu sądzić! — szepnęła spoglądając na Juliana sierota — i nie mówmy o tém...

XLI.

Aleksy, właśnie unikając podziękowań i chcąc zejść z oczów, siadł na konia i do matki do Żerbów poleciał... Bywał on tam dosyć często, niekiedy jednak po parę tygodni praca i podróże nie dozwalały odwiedzić staréj Drabickiéj; lecz gdy go serce bolało, gdy tęsknota opanowywała go wśród téj drogi długiéj, smutnéj i samotnéj, instynktem ciągnął ku słomianéj swojéj strzesze i choć zawsze surową dlań i niepobłażającą była matka, czuł w niéj, u braci jakieś współczucie, którego w Karlinie nie znajdował, które tu zastępowała grzeczność zimna, troskliwa, ale nie braterska, nie macierzyńska.
Julian codzień dlań bardziéj obcym i chłodniejszym się stawał; miłość, która go opanowała, czyniła obojętnym na wszystko.
Aleksy potrzebował odetchnąć powietrzem swojéj wioski, zajrzéć do pokoiku, który dziś Jan zajmował, poskarżyć się przed matką trochę, choć przed nią krył boleść swą serdeczną i tęsknotę, a raczéj przyczyny ich tajemne.