Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Inaczéj go rozumiem, niż pani.
— Niéma wątpliwości; pan je sobie porządnie ścielesz, pomalutku, ustawiasz, urządzasz i myślisz już o spoczynku na starość... o spokoju u ciepłego komina!... Fe! fe! ja wolę zjeść mój zapas w godzinie, upić się nim, a jutro... umrzéć wesoło z uśmiechem na ustach...
— A! bo pani nie wiesz, jak ciężkie to brzemię do dźwigania, gdy skrzydła stracimy...
— A pan to skąd wiesz? nie z doświadczenia! Plotki starych gderów, którzy nie wiedzą, co prawią... Zresztą, co tam pana obchodzi moje jutro, my się niem nie podzielimy. Daj pokój, nie gderz i nie sprowadzaj mnie na ziemię!... E! pan myślisz, że i jabym panu jakiéj maleńkiéj nauczki dać nie mogła, gdybym chciała?
Spojrzała mu w oczy, Aleksy poczerwieniał, ale śmiałością nadrabiając, zapytał żywo:
— Mnie?... ja o nią proszę.
— Są rzeczy, które najgłębiéj schowane, nie utają się... pewne uczucie jest jak piżmo... rozchodzi się woń jego w powietrzu...
— Uczucie? ze mnie? com zimny jak kamień... Śni się pani! — rzekł Aleksy, przybierając postawę obojętną.
— Sny bywają wieszcze...
— Co do mnie — dodał Drabicki — ja patrzę, boleję, obawiam się i z serca...
— Dziękuję panu — stanowczo odparła Pola — nic mi pan nie mów; nie rozumien innego życia, jak krótkie a pełne, namiętne, szalone. Żyć dwa dni czy sto lat, w chwili zgonu to jedno... trwanie życia nie jest życiem... każdy takie wybiera, jakie woli. Wszystko, cobyś mi pan mógł powiedziéć, mówiłam sobie i naostatek przyszłam do wniosku... — nagle urwała i dodała: — że pan nie masz najmniejszego prawa wdawać się w moje gospodarstwo, nie dałam panu plenipotencyi.
Podała mu rączkę białą, którą on uścisnął; spojrzała w oczy, jakby mówiła: — Ja-m na wszystko przygotowana — i rzuciła się zbierać kwiatki, gdy Julian nadszedł. Widząc poruszenie, którego ślady znaczne były na twarzy Poli i Aleksego, nie wiedząc, co znaczyć miały, biedny zazdrosny był, jak wszyscy zakochani i nie pierwszy to raz na myśl mu przyszło, że przyjaciel go zdradza. Spojrzał na Drabickiego, który ruszył ramionami tylko.
— Pójdźmy się przejść trochę, mam coś pomówić z tobą — rzekł gwałtownie do Aleksego.
— Chodźmy!
Pola rozśmiała się za niemi...
Ledwie kilka kroków doszli, Karliński spytał: