tak przejętego dumą rodową, jak pan skarbnikowicz czerski. W ich krwi to uczucie godności własnéj było, rzec można, dziedziczne i, skutkiem starannie dobieranych związków małżeńskich, szlachecka duma ich przelewała się w potomków, coraz w miarę zmniejszania fortuny wzrastając..
Skarbnikowicz, najuboższy z Siekierzyńskich, nie ustąpiłby był kroku żadnemu Lubomirskiemu, Potockiemu, a cóż dopiero świeższym pankom z Rusi i Litwy, choćby z Jagiellonów pochodzącym? Mawiał z uśmieszkiem, że Czartoryscy mają dwie gienealogie, co znaczy, jakby żadnéj nie mieli, a zresztą... piękne mi szlachectwo czy księstwo, co za XIII wiek wyjść się lęka, bo mu ciemno? Z Poniatowskich śmiał się razem z Radziwiłłem, ale i na Radziwiłłów głową kiwał, zowiąc ich popadiukami od czasu jak kronikę Stryjkowskiego przeczytał i dowiedział się o ich pochodzeniu od Lezdejki.
Mało bardzo rodzin, na którychby uznanie pięknego pochodzenia zezwolił; a za świeżo podniesionych miał wszystkich, co od XIV wieku głośniejsi być poczęli, nazywał ich nowemi sitkami. Zresztą drobnéj ubogiéj szlachcie chętnie wynajdywał Longin i przodków i pochodzenie stare i illustracye; ale dla panów był nielitościwy, ruszając ramionami, ile razy mu o nich mówiono. Wszystko to ludzie ignoti nominis, mówił, nie wiedziéć skąd to się pobrało, lepsze rodziny poupadały, powymierały, pogasły, a to robactwo na trupach wylęgłe... i kiwał głową i wargę spodnią odymał i chodził szerokim krokiem po skrzypiącéj podłodze największéj izby, z założonemi w tył rękoma. Skarbnikowicz był człowiekiem głęboko myślącym widocznie, całe bowiem życie spędzał po większéj części na myśleniu: nie robił nic nigdy, tylko myślał i myślał. Postać jego zapowiadała sensata; słusznego wzrostu, szerokich ramion, senatorskiéj postawy, nie otyły, ale w miarę okrągły, na karku wyniosłym miał głowę podługowatego kształtu, z piękném czołem wysokiém, którą nosił zawsze trochę na tył i ramię prawe zarzuconą. Oczy jego przykrywała powieka wypukła, długą rzęsą otoczona; usta miały budowę austryackich i dolna warga oddymała mu się naturalnie, zwłaszcza gdy uczuł więcéj, gdy był mocniéj wzruszony. Na portretach starych można się było przekonać, że i przodkowie pana skarbnikowicza mieli też same rysy familijne, które on otrzymał po nich w spadku. Długi wąs jasny wśród wygolonéj twarzy spadał mu na brodę owalną, jak gałęzie brzozy zawieszonéj nad pagórkiem. Mowa jego była powolna, umiarkowana, sentencyonalna, czasem trochę ironiczna, zawsze uczucia godności własnéj pełna; spojrzenie zgóry i długie, chód wolny a majestatyczny; ręce zawsze założone nosił z tyłu. Co do charakteru, nic mu zarzucić nie
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/37
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.