Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakoby pan Aleksy chciał się oddzielić od pani? — dodał grzecznie pan Mamert.
— Alboż to nie czas — odparła staruszka — żeby poszedł na swoje?... Jaś zostanie przy mnie...
— To już do szkół go pani nie pośle? — rzekł pan Ultajski.
— Prawie skończył.
— I lepiéj — dodał Mamert — ot ja... z trzeciéj... jak Boga kocham, z trzeciéj...
— A ja, z żadnéj! — zaśmiał się Ultajski.
— I ani widać tego! — szydersko dorzucił, zapalając cygaro pan Pryscyan.
Na te słowa wszedł Aleksy; spojrzeli mu wszyscy w oczy, szukając zmiany na twarzy i pośpieszyli ścisnąć za rękę; trochę zazdrości, trochę ciekawości malowało się w ich oczach.
— A! witamy! witamy pana!
— Oto pan gościł długo!
— Teraz téż znów w domu posiedzę...
— E! wątpię — odezwał się Pryscyan — jak się to raz zakosztuje tego towarzystwa, niełatwo się od niego oderwać.
Mówili tak potrosze, rzucając słowami i czekając jedni na drugich, żeby uwolniwszy się od siebie sam na sam zostać z panem Aleksym.
— Ja mam do pana dobrodzieja interesik — rzekł Ultajski, którego sprawa tyle ceremonii nie wymagała.
— Pomówimy o nim...
— Chciałbym panu słówko na osobności powiedziéć — szepnął pan Mamert.
— Miałbym prośbę do ciebie... — odezwał się Pryscyan — ale o tém potém...
Stara Drabicka ruszyła tylko ramionami, jeden i drugi wzięli za czapki, udali, że wychodzą, żeby przykładem pociągnąć innych i spojrzawszy wkoło przyzostali; nikt się nie ruszał. Pan Jacek najśmielszy wziął pod bok pana Aleksego i odprowadził go do drugiéj izby.
— No! a co będzie z nami?... — zapytał naiwnie, postanowiwszy udawać, że nic nie wie o rozdzieleniu się Drabickich i myśli zamieszkania na jego części, jaką miał Aleksy, rachując na to, że ją weźmie.
— Jakto? a cóż ma być?
— Weźmiesz pan moję część, czy nie?
— Wszakże ją trzymam.
— Do marca, ale nadal?...
— Zgodziliśmy się przecie.