Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zasiadło; oczy wszystkich zwróciły się w tę stronę... a na progu ukazał się słuszny, chudy mężczyzna, w kapeluszu słomianym na głowie, z kijem sękatym w ręku i wielką księgą pod pachą... Był to Atanazy Karliński.

XXIII.

Wystawcie sobie jednego z tych purytanów z czasów religijnych reform w Anglii, surowego, bladego oblicza, oczu zagasłych chwilami, chwilami ogniem ascetyzmu gorejących, na którego twarzy wyryte jest życie umartwień, rozmyślań, życie ducha, usiłującego podbić i zwyciężyć ciało — takim był Atanazy Karliński. Powaga téj postaci z dwojakiego płynęła źródła: nadawała ją pobożność, a zarazem jakaś duma rodowa, która i z pod włosiennicy pokutnika przeglądała... Człowiek ten jedną jeszcze słabostką tylko pozostał człowiekiem: na ruinach namiętności, na pogorzelisku uczuć, stała duma jak niedopalona kolumna... Resztę w popiół obróciła pobożność, téj zmódz i powalić nie mogła.
Twarz jego, twarz zawczasu zgrzybiałego starca, bez barwy, pomarszczona, surowa, zamyślona, miała wyraz ponury, srogi, nieubłagany, i jak u wielu ludzi przywykłych uciekać w głąb’ siebie, przybrała charakter osłupienia... Znać było na niéj, że żadna troska ziemska nie mąciła spokoju duszy wyżéj nad pospolitą sferę wzniesionéj, ale nie dopuszczającéj, by z nią inna na równi stanąć miała. Ubranie pana Atanazego było niepozorne i wiejskie; na piersi tylko uderzał na czarnéj wstędze krzyż żelazny, opleciony koroną cierniową, podobny do tego, jakiśmy widzieli przy Anny różańcu...
Zamyślony gospodarz wszedł tak aż na próg, nikogo nie widząc; rozbudzony, postrzegłszy nieznajomego Aleksego i niespodzianego Juliana, powoli z głowy zdjął kapelusz, odkrył skronie siwizną przypruszone i rzuciwszy kij i księgę na krzesło, dosyć obojętnie powitał wszystkich.
Na widok jego, kapucyn, który był w różowym humorze, spoważniał, ochmistrzyni jeszcze się bardziéj wyprostowała, a Julian pośpieszył ucałować jego rękę i Aleksego mu przedstawić.
Wszystko to przyjął zimno pan Atanazy, siadł na podaném krześle i skrzyżowawszy ręce na piersi, dość długo pozostał w milczeniu, jakby jeszcze pasmo przerwanych myśli chciał dosnuć, nim się do ludzi odwróci.
— Rad jestem, że cię widzę, kochany Julianie — odezwał się po chwili — często przychodziłeś mi na myśl... mamy wiele do mówienia... wiele... czułem, że przyjechać powinieneś, gotowałem się