Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

budzenie zależy od iskry, co je wywoła. Każda z kobiet prawie inaczéj kochać się każę, i są ideały, które najcieleśniejszego z ludzi potęgą ducha niezłomną pociągnąć muszą w sferę nieziemską. Kocha się sercem i głową, ciałem i duszą, i mieszaniną tego wszystkiego w różnych stopniach. Nic zaprawdę rzadszego nad przywiązanie, oparte na czci i czyste jak łza boleści, ale i ono wykwita czasem na ziemi. Nie obwiniajmy malarzy o nieprawdziwość obrazów, bolejmy raczéj nad oczyma, co wzroku ich nie widziały lub zobaczyć nie chciały. Aleksy doznał na widok Anny uczucia, które się określić nie daje; było w niém i uwielbiebie piękności, i urok wdzięku, i przeczucie jéj duszy, i intuicya jéj wielkości, i cześć dla poświęcenia — wszystko szlachetne biło w niéj potężnie. Ziemska miłość, co pragnie, pożąda, szaleje, nie wmieszała się tu wcale, na nią nie było miejsca... myśl zbliżenia się, połączenia jakim węzłem, coby ich porównał i zjednoczył, nie postała w Aleksym; dla niego Anna nie sięgała stopami ziemi i była czémś tak dalece wyższém, czyściejszém, prawie innéj i eteryczniejszéj natury, że końca jéj szaty nie śmiałby był dotknąć, i leżałby przed nią wieki, byle się promieniem jéj oczu rozgrzewać... Widziéć ją, słuchać, służyć jéj, podziwiać tylko pragnął — uczucie, którego doznał w oczach własnych, uszlachetniło go, podniosło, spotęgowało. W pierwszéj zaraz chwili głos jakiś powiedział mu:
— Innéj już kochać nie będziesz!...
Aleksy zapomniał nawet o matce, o obowiązkach, o dzikości swéj, o upokorzeniu, byle dłużéj w Karlinie pozostać i napatrzyć się obrazu, który miał nazawsze wyryć się w jego duszy...
Jedno może oko dostrzegło, co się w tajemniczéj głębi człowieka działo.. oko Poli, która instynktem nadzwyczajnym przeczuwała ludzi i uczucia... W pierwszéj chwili zadrżała; litość odpędziła bojaźń i łza prześliznęła się po przywykłych do niéj źrenicach...
— Biedny! — zawołała w duchu — jak ja skazany na nieuleczoną chorobę... żal mi go... czuję, że dobrze, że gorąco kochać potrafi!... A Anna!... co za myśl!... Dusza Anny ogarnia świat, kocha ludzi, ale miłość taka, jak ja ją pojmuję, nigdy się w niéj nie zrodzi... ulituje się, pocieszy, ale zstąpić z wyżyny jasnéj nie potrafi dla nikogo!
Zadumała się Pola biedna, siadła do fortepianu i poleciała dźwiękami w świat, w którym myśl strumieniami tonów się tłómaczy... tam jéj było lepiéj... Grała długo, Aleksy słuchał, a Julian w kątku salonu poglądając zdaleka na rozkoszne dziewczę, jak martwy pozostał cały czas, w nią się wpatrując... Oczy ich spotkały się nareszcie, nie myśleli oboje, że na nich patrzą... pułkownikowa, prezes i pan Delrio — zapomnieli się... Pola nie spuściła oczów,