Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszy się z towarzystwem, Aleksy mógł nareszcie przedstawić mu się w całym blasku. Pola z zajęciem nadzwyczajném poglądała na niego, słuchała i usiłowała wydobyć z niego coraz więcéj; jéj uprzedzająca grzeczność dla gościa wzbudzającego sympatyę sprowadziła nawet lekką chmurkę na czoło Juliana. Zamyślił się i westchnął. Anna tymczasem bacznie się przypatrując także temu, który w początku tak się jéj dziko wydawał, oceniając go lepiéj, z powierzchownością jego jeszcze się pogodzić nie mogła...
Wytłómaczyła już sobie jednak i przyjaźń Juliana i współczucie jego dla dawnego towarzysza.
Wpośród najżywszéj rozmowy, wszedł znowu prezes, i zdaleka przysłuchiwać się jéj począł z podbudzoną ciekawością; po chwili skinął na synowca i odprowadził go do okna.
— Kto to taki? — zapytał pocichu.
— Jest to mój towarzysz uniwersytecki i przyjaciel osobisty, dziś zamieszkały w sąsiedztwie... ubogi szlachcic...
— Ubóstwa-m się domyślił, dziwnie zaprawdę wygląda... Cóż on tu robi?
— Uprosiłem go, że przyjechał do mnie, od dawna pod samym Karlinem mając posiadłość, przez jakąś dzikość i dziwactwo nawet zajrzéć tu nie chciał...
— Rozsądny człowiek...
— Spotkałem przypadkiem i wciągnąłem nareszcie...
— A! ty go wciągnąłeś? po co?
— Kochany stryju, w moim wieku i przyjaźń jest gwałtowną potrzebą serca...
— Szlachcic? — spytał prezes powoli.
— Szlachcic — odpowiedział uśmiechając się Julian — i dobry szlachcic.
Prezes pokiwał głową.
— Dopuszczając go do poufałości i stosunków z sobą, dobrze się zastanów nad tém, co robisz, Julku kochany...
— Ale mój stryju, ja go znam, ja go kocham...
Prezes nic nie odpowiedział.
— On mi jest potrzebny — dodał Karliński — nie mam do kogo przemówić słowa, przed kim się wywnętrzyć...
— A ja? — podchwycił stryj z czułością.
— Drogi stryju... jakżebyśmy się zrozumieli, tak daleko latami będąc od siebie...
— Masz słuszność... młodemu potrzeba młodego... Ale ta szlachta drobna... — dorzucił powoli — masz w domu siostrę... Pola znowu, ten żarzący się węgiel...
Julian dobrze zrozumiał, ale nic nie odpowiedział...