Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Anusia wbiegła właśnie na te słowa.
— Dzień dobry, stryjaszku... dzień dobry... jakżeś łaskaw, że o nas nie zapominasz...
— Muszę ja o was pamiętać, kiedy wy o mnie nie chcecie; do Zagórza was zwabić trudno, tybyś się nieustannie o Emila niepokoiła, a więc ja tu posiedzę i trochę się wami nacieszę...
Pułkownik dosłyszawszy tych wyrazów, uczuł, że były do niego i żony wymierzone i niezręcznie bardzo, zaraz się wyrwał do niéj z doniesieniem. Pani Delrio trochę była do tego przygotowana; nie zdziwiło ją wcale ani przybycie prezesa, ani zamiar pozostania w Karlinie.
— Więc my wyjedziemy jutro — odezwała się do męża.
— Dlaczego, cher ange? a gdybyśmy właśnie na przekór temu staremu galantowi pozostali? ot toby dopiéro był figiel przedziwny. Jużciż nas wypędzićby nie śmiał, i dzieci-by mu na to nie pozwoliły....
— Zostałabym zapewne, gdyby mi się tak podobało — odparła pułkownikowa — alebym to przepłaciła mojém zdrowiem, Wiktorze... ja nie mam sił na taką nieustanną walkę...
Delrio ruszył ramionami i podał, nie sprzeczając się, rękę żonie, która na spotkanie prezesa wyszła do salonu.
Jakkolwiek się nienawidzili i z uczucia swego, aż nadto widocznego w czynnościach, spowiadać nie potrzebowali, prezes i pułkownikowa, jak ludzie dobrze wychowani i przywykli zachowywać się przedewszystkiém przyzwoicie, nie okazywali po sobie niechęci wzajemnéj; owszem, obsypywali się grzecznościami, zastępującemi niedostatek przychylności, monetą powszednią, która dla ogółu często miała inne, dla interesowanych tylko znaczenie uszczypliwe i przykre. Prezes naprzykład dobierał zawsze z pułkownikiem i jego żoną przedmiotów rozmowy, najboleśniéj ich dotykających, upokarzał ich wspomnieniami swéj rodziny, przymówkami do ich wieku, drażnił uczucie macierzyńskie, odmawiając mu prawa czuwania i kierowania dziećmi i t. p.
Ale pomimo to usposobienie, wchodzącą pułkownikową powitał z nadskakującą grzecznością, z uśmiechem galanta staréj szkoły, z komplementami stereotypowanemi na podobne okoliczności. Pułkownikowa choć bardzo przyzwoita, panować tak nad sobą nie umiała i była nieco zimną, pułkownik zakłopotany tak, że dowcipkować i żartować nie czuł w sobie ochoty.
Dzieci starały się tylko zbliżyć ku sobie istoty na wieki rozdzielone niechęcią niepokonaną, a Anna każde ostre słowo chwytała po drodze, by je dodatkiem jakimś osłodzić i przytępić. Pomimo to, towarzystwo karlińskie, ilekroć całe zebrać się musiało w salonie,