Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a choć dzień nie upłynął, żeby tam czegoś w szkodzie nie zajęto, żeby się nie przewinili ludzie, nie było jakiegoś kwasu i trudności z jednym z kollokatorów, Aleksy umiał harmonię utrzymać, naprzód postępowaniem prawém i energiczném, potém łagodnością i wyrozumiałością w drobnostkach.
Do Żerbów, a zwłaszcza do starego dworu mało bardzo kto kiedy zawitał: Drabiccy gości nie zapraszali, krewnych prawie nie mieli w okolicy, stosunków nie szukali, żyli bardzo cicho; koczyk więc Karlińskiego, w biały dzień zmierzający do nich, wielkie zrobił na sąsiadach wrażenie.
Pan Mamert Butkiewicz, najbogatszy właściciel w Żerbach, bo miał tu aż piętnastu chłopów, dom żółto pomalowany i sposobił się skupić całe Żerby, na co sknerząc zbierał kapitalik, dopiéro mając się ożenić, gdy o ostatnią schedę tranzakcyę podpisze — stał właśnie w oknie, gdy koczyk przejeżdżał; otworzył oczy i usta, powiódł za nim wzrokiem, zażył tabaki i zawołał sam do siebie:
— Dalibóg do Drabickich!
Pan Jozafat Butkiewicz, rodzony brat jego, ale daleko odeń uboższy, żonaty z Pierzchowską i obarczony dziesięciorgiem dzieci, o których nieustannie mówił, niemal skarżąc się na to błogosławieństwo boże, — stał w bramie z fajką, widział powóz także, wyszedł aż na środek ulicy, choć był w kamizelce, dopatrzył, że zajechano do starego dworu i pobiegł co tchu do żony.
— Jéjmość, Anielciu — zawołał do bardzo otyłéj niewiasty, która śpiewając usypiała dziecię na rękach — a taż to, jak Boga kocham... do Drabickich ktoś koczem pojechał!
— Cicho! dziecko zasypia, a ten krzyczy!... no to co?
— Ale koczem...
— To któż taki?
— Czy samemu pójść, czy posłać się dowiedziéć Iwanka, ale Iwanek do karczmy pójdzie, a ja tak dawno u Drabickich nie byłem...
Nie wiem już, jak się skończyła rozmowa, bo pan Jozafat wyleciał z pokoju przepędzony przez żonę i zamyślony stanął w ganku... gdy przez płot tuż ujrzał szwagra swego, pana Pryscyana Prus-Pierzchowskiego, który wdrapawszy się na tyn, z niego obserwował obroty owego koczyka...
— Kto to pojechał? — zapytał pan Butkiewicz.
— Karliński młody...
— Do Drabickich?
— Do Drabickich...
— Cóż to ma znaczyć?
Pan Pryscyan nie raczył odpowiedziéć, z płotu zeskoczył i po-