na nowéj drodze zeszli się znowu, obadwa uczuli potrzebę poznania się bliższego.
Tymczasem herbowny sługa Juliana zniósł do izby gościnnéj mnogie pakunki, bez których panicz ruszyć się nie mógł; rozstawiono przybór do herbaty, zawrzał samowar i znalazło się wszystko, co wygodnie mogło zastąpić wieczerzę, nawet z pewną elegancyą podaną. Przyjaciele zasiedli przy okrągłym stole, a Julian zrzuciwszy z siebie ubranie, ukazał się w paradnym atłasowym szlafroku, w krymce perskiéj, w aksamitnych szarawarach i złotem szytych pantoflach; pod nogi podesłano mu dywanik, ścianę także zaraz obijać zaczęto makatką, którą po staroświecku płotkiem zwano — i nie poznałbyś izby karczemnéj, tak się wyświeżyła i przybrała na przyjęcie dostojnego gościa.
— Niech tu i twoję pościel przyniosą — rzekł Julian — położymy się i gadać będziemy do dnia białego.
Aleksy się rozśmiał.
— Mój drogi — rzekł — ja nie jeżdżę z pościelą, dadzą mi trochę siana, rzucę na nie kilimek z bryczki zdjęty, gdy go trochę przesuszą, okryję się burką i po wszystkiém...
Julian spojrzał trochę zdziwiony, ale nic nie odpowiedział. Gdy się rozgrzali, rozgadali i rozochocili upajając wspomnieniami, Aleksy pierwszy zagadnął towarzysza.
— Mój drogi — odezwał się — byliśmy z sobą bardzo dobrze chodząc na oddział jeden i kolegując lat kilka; ale tyle znam twoje położenie, co ty moje. Wiem, i tegom się już w Żerbach dowiedział, że jesteś, wraz z siostrą i bratem, dziedzicem wielkich włości, że masz pałac, żeś pan jedném słowem... Chcesz także wiedziéć coś o mnie, ośmielże mnie zaznajamiając naprzód z sobą.
— Najchętniéj, sam tego pragnąłem — odpowiedział Julian, podpierając się na ręku i smutny przybierając wyraz twarzy — zaraz ci powiem wszystko, co się mnie tyczy, ale nie spodziewaj się ani wiele, ani nic ciekawego usłyszeć... pospolite pańskie dzieje! boć niby to pan jestem!
— Niby?...
— A! tylko niby — rzekł Julian wzdychając. — Wychowali mnie na pana, bo noszę jedno z tych imion, które się na kartach historyi kilkakroć spotyka, a związkami swemi należy do arystokracyi krajowéj; ale państwo nasze bardzo kruche.
— Nie jesteście przecie zrujnowani? — spytał Aleksy.
— Dotąd nie, ale na to imię głośne, na tryb życia, który prowadzić musimy, mamy za mało!!
— Nie wiedziałem, żeś tak chciwy!
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/176
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.