Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie mogli większego głupstwa zrobić! — zaśmiał się pocichu i spokojnie pokorny pan Jozafat — tu ich wszystkich połapiemy jak wróble w strzesze... Hej! Bajdurkiewicz z furmanem pod okno od lasu i stać mi na straży... Okno załóżcie dylami, które tam znajdziecie; ja z panem Urbanem damy sobie tu radę.
Ledwie tych słów domawiał pan Jozafat, który z najcichszego w mgnieniu oka stał się najmowniejszym i wszystkim dysponował, nadbiegł i oczekiwany Filoktet.
— Oho! — zakrzyczał — jest robota!
— Jest! nasz pryncypał ranny, połóżcie go na bryczce i dajcie mu wódki, jeśli macie. Zostaliśmy się w tyle a jego tu napadli, Bajdurkiewicz siedział pod bryczką.
— Co, ja? pod bryczką? — krzyknął przeraźliwie zpod węgła — ja! trzeba było widziéć, jak-em ja tu się odcinał, ale pięciu na dwóch to nie sztuka... jestem podobno ranny.
— W but — dodał pocichu Jozafat — pilnuj asan okna a nie gadaj, a ty, bracie Filku, do nas; zobaczymy, co Wichułowie poradzą.
Ciumperda! zobaczymy!
To mówiąc, omdlałego Tadeusza położył w siano i poskoczył do swoich.
— Obejrz karczmę dokoła! — rzekł Jozafat — popodpieraj wrota.
— Co myślisz? — spytał Urban — paneńku, co myślisz?
— Nic, usmażę ich trochę — pocichu odpowiedział Jozafat wzdychając. — Cóż robić? kiedy tacy durnie, że zamiast do lasu, uciekli do karczmy.
— Oto! to dobrze, bracie! byle nam dachem nie pouciekali!
— Zjedzą licha, mamy pistolety, choć nie wszyscy, postrzelamy ich jak wrony.
To mówiąc, począł powoli krzesać ognia i szukać słomy, a dobywszy iskry i rozpaliwszy suchego liścia, zatknął go w strzechę z jednéj strony, Urban z drugiéj — Bajdurkiewicz i Filko pilnowali drzwi i okien.
Suchy dach słomiany zajął się jak świeca wśród mroku, ogień zabłysł na drzewach i czerwoną łuną oblał wszystko dokoła. Tadeusz leżał stękając na bryce i ledwie widział, co się koło niego działo.
Wtém z okna ukazała się głowa zawiązana Ksawerego Wichuły.
— Panowie bracia! — zawołał — co to jest u kroćset dyabłów? karczmę moję palicie?
— A palim! — odparł kłaniając się Jozafat cichy.