Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Poczynało dobrze zmierzchać, Bajdurkiewicz skarżąc się na ból zębów, położył się w bryczce i zaszył w siano głęboko; Tadeusz świszcząc, chodził przed końmi, niekiedy zaglądając do karczmy.
Aż tu drogą od Siekierzynka jedzie dwóch jeźdźców szybko na zdyszanych koniach, obejrzeli się i pozsiadali z koni; miny gęste, wejrzenie zaczepiające, mowa głośna. Tadeusz poświstuje i chodzi spokojnie. Ci ichmość do izby, poszeptali coś z arendarzem i wybiegli na podwórze, postawali w zajeździe, patrzą na drogę od Siekierzynka i śmiejąc się, zacierają ręce. Bajdurkiewicz leży w bryczce i stęka.
— Możebyśmy jechali — rzekł zcicha — oni nas dopędzą!
Tadeusz nic nie powiedział.
— Bracie świstunie! — rzekł jeden z przybyłych, a dokąd to Pan Bóg prowadzi!
— Przed siebie! — odparł Tadeusz — a panów śpiewaków dokąd?
— Na spotkanie waszmości.
— No, to i dobrze — rzekł Siekierzyński — a co łaska do mnie?
— Chcieliśmy się od niego dowiedzieć — rzekł drugi — czy myślicie tu popasać w Kociéj Górce?
— Ile mnie się podoba.
— No! a jakby się nam podobało, żebyś tu waćpan nie popasał?
— Cóż robić! nie wszystko się wszystkim podobać może!
Bajdurkiewicz z bryczki szepnął:
— Niech się pan mityguje, tymczasem nadjadą, słyszę tętent.
— To tętent od Siekierzynka — mruknął pan Tadeusz — bądź Pan na pogotowiu.
— Żebyś pan wiedział, jak mnie zęby bolą!
Wtém Tadeusz odwrócił się do zaczepiających.
— Panowie bracia — rzekł seryo i poważnie — czy szukacie okazyi?
— Jakby dobra, czemu nie? — rzekł jeden ze śmiechem.
— Cóż to panowie nazywacie dobrą, tak w kilku na jednego naprzykład, po zbójecku!
Szlachta się zmieszała widocznie, ale jeden zaraz wyskoczył:
— Co ty nas robisz napastnikami! coś ty za jeden?
— Wiesz waćpan, kto ja jestem, jak ja wiem, kto wy jesteście.
— Naprzykład?...
— Przyjaciele Wichułów.
— Jakbyś tam był! dalipan, wciurnastki go nie wzięli! tęgi chłopak! zgaduje! toć wiedziéć musisz, czego od waści chcemy?