Strona:PL Kraszewski - Ostatni rok.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zyka i światło zbliżały się coraz a coraz bardziéj, muzyka zrozumialszą się stała, było to Requiem nucone niezgrabnymi głosami, z pomiędzy których wyrywał się czasem jaki strzelisty, ucinkowy piskliwy akcent, lub bas niesforny. Lubo Pan Kliński niepojmował wcale co ta kawalkata o tak późnéj porze robić mogła, mimowolnie poruszył usta i sam niewiedząc na co i dla czego, zawył głosem okropnym, któryby i diabła od nieboszczykowskiego ciała odstraszył, pompatyczne Requiem.
Światła pochodni i świéc, rzucając blask na pobliższe przedmioty, oświecały posępne twarze Księży niosących je, których długie cienie malowały się na ziemi, a oprócz tych bliższych przedmiotów, reszta pogrążona była w ciemnościach. Widać było długi szereg twarzy bladych i wycieńczo-