Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzywszy się lepiej przybyłemu... wrócił co prędzej i powitał go ukłonami do samej ziemi...
Przybyły był mężczyzna wysoki, silnej budowy; twarz miał bladą i pomarszczoną, ale oczy dodawały jej blasku; czoło wysokie, nad niem unosiło się kilka puklów, przykrytych czarną czapeczką. Ubrany był czarno, a spodem wierzchniej sukni miał płaszczyk genueński niebieski, który był może przyczyną angielskiego dawnego przysłowia: a true blue protestant. W ręku niósł kij potężny, który zaraz w kącie postawił.
W twarzy jego malowało się coś tak dwoistego i tak surowego przytem, że każdy musiał przed nim zadrżeć w sercu swojem. Uśmiech latał na jego ustach bez ustanku, ale jaki uśmiech! uśmiech szatański, uśmiech cechujący obojętnego zbrodniarza. Ułożenie jego było niezmiernie grzeczne i zobowiązujące, ale przytem wyrachowane i zimne.
— No! jak się macie, moje dzieci! zawołał i rzucił okiem na matkę Maryę, pobladł, zadrżał, potem zwrócił się ku nieznajomemu i zapytał szybko:
— A toż kto?... kto to? czy nasz? czy papista, czy katolik, może luteranin, socynianin, anabaptysta, zwinglista... może aryanin? co? kto? kto to?
— Jestem kalwin, odpowiedział zimno nieznajomy; jestem Dawid Manheim z Saksonii.