Przejdź do zawartości

Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wracają, lękając się napadu, bo od zboru lud jeszcze nie odchodził, jeden z nich zawołał:
— No! a gdybyć to jeszcze pójść do sklepów! nie jeden tam leży wojewoda: Pac, Radziwiłł, może jaki Sapieha! obedrzem pasy, buty, karabele, może znajdziem pierścienie, lub inne precyoza, to nie wadzi... Tędy łatwo, odwaliwszy kamień!
— Tylko strach, żeby nas tu nieboszczyk jaki nie zatrzymał za kark i nie położył w trumnie, na swojem miejscu.
— O! czyżeś ty takie dziecko, żebyś się bał upiora! Zresztą weźmiem święconej wody, a do północy daleko, ledwie dziewiąta, uwiniem się i basta... o tu! tu! Chodźcieno! pomóżcie mi kamień odwalić! tak! za ucho! weź z drugiej strony! no!... mocniej! pomóżcieno tam jemu, bo słaby jak gołąbek!... jeszcze! jeszcze! odwal na bok! powoli! nogi mi potłuczesz!... ot tak!! — Kamień grobowy odwalił się z łoskotem, a jeden z łotrów, świecąc w otworze latarnią, zawołał:
— A czy są wschody?... no! są! uważnie! chodźcie za mną, powoli, bo tu ślizko i zimno dyabelnie, zupełnie jakby w grobie!
— Pfe! co za smród!... zgnilizna jakaś!! dalibóg, gdyby nie pierścionki tych nieboszczyków, nigdybym tu za życia nie wlazł do tej dziury, a po śmierci jestem pewny, że nie będę, bo Bernardyni darmo do lochów nie wsadzą, a ja nie mam czem zapłacić! Powoli! to