Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzili, bo wyjeżdżając, ziewała spazmatycznie i była milcząca...
Wieczorem miałyśmy znowu lożę w teatrze. Dobra mama, choć zmęczona, uczyniła to dla mnie, że pojechała... Szambelan nam towarzyszył.., Mama go bardzo lubi — wesół, zabawny, najlepszego tonu, śmiały, usta mu się nie zamykają... Wielki wielbiciel Mamy... Tylko ma zwyczaj szkaradny, że szepce po cichu, niewiem tam co, po czem albo dostaje klapsa wachlarzem, albo się śmieją, albo Mama trochę się pogniewa i każe przepraszać — a ja jestem... wedle wyrażenia wujcia, jak w rogu...
Na herbacie znowu było towarzystwo Mamy... mnie wyprawiono spać... a śmiechami i rozmową rozlegał się salon do północy, i Szambelan przesiedział wszystkich... Mama mi mówiła, że się go potrzebowała radzić w interesach, i zasięgała jego zdania... Ma podobno wielkie stosunki... Ja tyle tylko na rekluzji w sypialnym pokoju zyskałam, żem Pilskę przeciągnęła na swoją stronę, uprosiwszy ją, aby popierała u Mamy odebranie mnie z pensji... Uściskałam ją, ucałowałam, wyspowiadałam się — przyrzekła...
Zdaje się tak na oko, Pilska sobie mała figurka... w domu jej prawie nie widać, ale na Mamę ma wpływ niezmierny... Oprzeć się jej nie może w niczem...